niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 23

Nie umiałam zasnąć. Leżałam na łóżku patrząc się bezmyślnie w sufit.  Dlaczego te wszystkie problemy akurat uczepiły się mnie i Justina? Przecież nie robimy nic złego, dlaczego szczęście w tych czasach jest zakazane.. Nie rozumiem i pewnie nigdy tego nie rozumiem.

Była już chyba godzina 22  a ja  leżałam w łóżku, delikatnie głaszcząc dziecko po główce, czułam sie wtedy nieco lepiej. Nie żałuje tego że założyłam rodzinę z własnym bratem, nie żałuje żadnej minuty spędzonej z nim. Nigdy nie pomyślałam w w zły sposób o tych wszystkich zdarzeniach związanych ze mną i Justinem. Jestem dumna z tego że urodziłam dwójkę wymarzonych dzieci, ponieważ przyszły one na świat mimo tych wszystkich przeciwności losu.

Było już dość późno, byłam prawie pewna że Jeremy poszedł już spać. Wstałam z łóżka powoli  by nie obudzić Amy i po cichu podeszłam do torby, którą od razu  otworzyłam szukając telefonu. Już po krótkiej chwili urządzenie było w mojej dłoni. Zmartwiłam sie stanem baterii lecz większą uwage zwróciły  2 nowe wiadomości od Justina.

Od: Kochanie
Matko boska skarbie!  Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś, myślałem że  już nigdy nie odpiszesz.
Nie wiem co mam napisać.. tak cholernie źle się czuję.  Odpisz mi proszę, chcę wiedzieć co to ścierwo Ci robi. Nie pozwolę by stała wam się krzywda. Obiecuję Ci że wszystko będzie już dobrze ale musisz mi troszkę pomóc słoneczko.  Już za parę dni się spotkamy, zabierzemy się stąd razem z dziećmi  i będziemy wreszcie szczęśliwi, tym razem na pewno...
Odstresuj się choć na chwilę, pomyśl o nas, razem, mi ta myśl strasznie pomaga.
Kocham, Twój Justin

Wzruszyłam sie, co pokazała samotna łza spływająca po moim policzku. Położyłam telefon z powrotem do torby i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Jutro mu odpiszę -Pomyślałam po czym zamknęłam oczy wyobrażając sobie obraz jaki przedstawił mi mój narzeczony.

Noc jak zwykle była tak samo męcząca jak i dzień. Trzykrotne wstawanie do Amy wcale nie pozwalało mi w pełni wypocząć. Nie chcę przez to powiedzieć że mam dość tych nocnych pobudek, po prostu chciałabym się wyspać.

 Tym razem sama obudziłam się  dopiero o 10 co pozwoliło nacieszyć mi się moim 3 godzinnym snem. Nagle zdałam sobie sprawę że jest za cicho, nie słyszałam oddechu Amy. Szybko spojrzałam na łóżko i ujrzałam że nie ma mojej córeczki. Zerwałam się z łóżka jak poparzona nawet nie zwracając uwagi  na ból mojego ciała. Od razu zbiegłam na dół  i nikogo nie zastałam. Przeszukałam całe mieszkanie, ale nigdzie nie było Amy ani tego psychola. W tym ogromnym domu byłam tylko ja..

Opadłam na podłogę w swoim pokoju zanosząc sie płaczem paniki.

-Gdzie jest moje dziecko do cholery!-Krzyknęłam ciągnąc się za włosy. Wyciągnęłam telefon z torby po czym wybrałam numer do Justina. Ręce trzęsły mi sie jak nigdy.

-Halo- Usłyszałam zaspany głos Justina.

- Justin, on ją zabrał! Obudziłam się rano i zobaczyłam że jej nie ma! - Zapłakałam  głośno.

- Vanessa!

- Ten bydlak ją zabrał, Justin proszę uratuj ją! Jak jej się coś stanie nie daruje sobie tego!- Rozpłakałam się już do końca. Łzy moczyły mi koszulkę. Teraz najważniejsze było by moja córeczka wróciła do mnie cała i zdrowa.

- Jasna cholera!  - Krzyknął Juss  aż zadrżałam. - Powiedz mi gdzie jesteś. Przyjadę do Ciebie- Powiedział już nieco spokojniej.

- Jestem 20 km za miastem. Od razu jak zjedziesz z miasta w pra...- Bateria padła..Moja panika wzrosła. Na pewno wie gdzie to! Znajdzie mnie! Próbowałam przekonać samą siebie.

Wzięłam moją torbę spod łóżka po czym spakowałam moje ubrania.  Kiedy spakowałam rzeczy stanęłam przy oknie i patrzyłam czy może ujrzę samochód Jeremiego parkujący przed domem. Minęło może 15 minut a ja byłam cała zalana łzami. Wewnątrz mnie panował ogromny chaos, nie potrafiłam się uspokoić wiedząc że mojemu dziecku może stać się krzywda, a do tego nie wiadomo czy nadejdzie jakaś pomoc..

Modliłam się, by Amy wróciła do mnie jak najszybciej, czułam że zaraz nie wytrzymam. Przecież gdyby coś jej się stało bym sobie tego nigdy w życiu nie darowała. Moje rozmyślenia przerwał nagły warkot silnika. Spojrzałam przez okno i ujrzałam Justina wychodzącego z samochodu, za nim wysiedli również Ryan z Chrisem. Czułam ogromną ulgę, wiedziałam że da sobie rade.

 Zbiegłam na dół pełna szczęścia, mimo że moje biodra całe były w siniakach. Nie mówiąc już o twarzy. Otworzyłam drzwi od domu wtulając się w Justina, mój szloch był głośny, chwilami nie poznawałam swojego głosu.

- Zabrał ją. Chce moje dziecko z powrotem!-Zapłakałam pociągając nosem. Justin wziął mnie na ręce po czym wszedł ze mną do domu. Usiadł się ze mną na kolanach na kanapie i mocno przytulił.

-Cii..Spokojnie Van, musisz być silna. Obiecuję Ci że mała wróci cała i zdrowa tylko musisz się uspokoić- Wyszeptał mi do ucha gładząc moje plecy.

- No już słoneczko, proszę uspokój się..- Przetarłam załzawione oczy po czym mocno wpiłam się w usta Jaya. Chłopak oddał pocałunek wplątując dłonie w moje włosy.

- Tak bardzo tęskniłem- Wydyszał, ściskając mnie mocniej. Delikatnie uśmiechnęłam się poprzez łzy  po czym syknęłam głośno kiedy złapał za moje biodra. Chłopak niemal od razu odchylił materiał moich spodni patrząc na fioletowego siniaka. Złożył pocałunek na moim ramieniu gładząc delikatnie moje biodra.

-To nic, naprawdę- Starałam się go uspokoić, widziałam jak gniew czaił sie w jego oczach. Odepchnął mnie lekko, wstał i chodząc w kółko starał sie opanować wściekłość.

- Obiecuje Ci że on już nigdy nie zrobi Ci krzywdy- Wyszeptał klękając przede mną. Kiwnęłam głową na znak zgody po czym wstałam z kanapy idąc do kuchni. Nalałam wszystkim soku po czym usiedliśmy.

- Chcę żeby ona już wróciła- Łkałam cicho czując sie coraz gorzej- Tak strasznie sie martwię- Histeryzowałam  ale mimo wszystko starałam się wierzyć że dostanę moją kruszynkę z powrotem.

- Nie martw się Nessy, dostaniecie ją, myślę że nawet on nie jest w stanie zrobić jej krzywdy, to jego wnuczka- Powiedział Ryan na co Chris kiwnął głową.  Z każdą chwilą zaczynałam odłączać sie od świata, zagubiłam sie w swoich myślach. Obudził mnie dopiero naprawdę głośny trzask drzwi.

- Wrócił...

______________________________________

Hejoo <3 
Kolejny rozdział ;) 

Mamy nadzieje że wam sie spodoba i wyrazicie swoje opinie w komentarzu, to dla nas naprawdę ważne :*


piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 22

Notka pod rozdziałem, bardzo ważne ;*

Cztery dni, kiedy musiałam przebywać tak strasznie blisko Jeremiego.. W szpitalu kiedy tylko miałam szanse  wypełniając kartę moich dzieci napisałam szybko króciutką notatkę która mówiła że zostałam porwana, podałam numer Justina, żeby powiadomić go że został tu jego synek, miałam nadzieje że wszystko dobrze sie skończy, na co sie nie zapowiadało.

Tak strasznie się bałam o maluszka, ale także i o siebie. Jeremy jest nieobliczalny nigdy nie wiedziałam i do tej pory nie wiem czego mogłam sie po nim spodziewać. Nawet nie miałam czasu by cieszyć sie tym wszystkim, nie miałam czasu by spojrzeć na swoją córeczkę, wyszeptać jej imię. Wtedy przypomniałam sobie jak bardzo z Justinem kłóciliśmy sie o imiona dla tych szkrabów. Amy, zawsze marzyłam tym by dać tak mojej córce na imię. Justin natomiast uparł sie by chłopczyk, jego pierworodny syn nosił imię Jay. Tak było, tak strasznie sie bałam że to była ostatnia rzecz jaka mi będzie przypominać o Justinie.

Rano wstałam z łóżka choć nie miałam siły na nic, obolała, marzyłam tylko o tym by zostać na swoim miejscu i nigdze sie nie ruszać. Kiedy dojechaliśmy jak do domu Jeremiego zostałam pobita, czego od razu mogłam sie spodziewać. Uderzyłam o barierkę która prowadziła na pierwsze piętro domu, z czego powstał ogromny siniak na biodrze. Całą noc praktycznie przepłakałam bojąc się o życie moje i moich dzieci, przecież mój synek został w szpitalu, bez nikogo.. Tak strasznie pragnęłam tego by ktoś zadzwonił do Justina, o wszystkim mu powiedział...żeby nas uratował.

Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. W nocy 4 razy budziłam sie gdy malutka płakała.  Do tego wszystkiego w pobliżu nie było prawie nic co przydałoby się dla niej, Amy spała u mojego boku, nie chciałam jej opuszczać nawet na chwile.

Około 6 nad ranem kiedy w końcu udało mi sie usnąć na dłuższą chwile ponownie usłyszałam straszliwie głośny płacz dziecka.. Położyłam rękę do czoła wzdychając. Byłam wykończona. Z trudem wzięłam małą na ręce delikatnie, bojąc sie że zrobię jej krzywdę kołysałam ją nucąc cichutko kołysankę którą pamiętałam jeszcze z dzieciństwa.. Mając przy sobie taką małą istotkę czuło sie niesamowite szczęście i troskę. Teraz kiedy już zostałam matką odpowiadam nie tylko za swoje bezpieczeństwo ale i za bezpieczeństwo mojej rodziny. Wierzę, że niedługo uda mi się stąd uciec, na pewno. Justinowi sie uda po nas przyjechać, powtarzałam to sobie w głowie tak często by w końcu sprawić że zamieni sie to w prawdę.

W kącie pokoju, zauważyłam pieluszki, chociaż za tyle byłam wdzięczna, nie do końca wiedziałam jak mam ją przewinąć, ale udało mi sie.

Gdy zerkałam na Amy, ona jakby uśmiechała sie co dodawało mi tyle odwagi co nigdy. Kiedy nakarmiłam dziecko poczułam że ja też muszę coś zjeść, byłam nieco osłabiona. Zeszłam powoli na dół, dalej w ramionach kołysając niemowlę. Kiedy przekroczyłam próg kuchni Jeremy spojrzał na mnie z pode łba, tego sie najbardziej bałam. Odwróciłam szybko wzrok podchodząc do lodówki, lęk z każdą chwilą we mnie wzrastał.

-Daj mi ją- Rzekł wstając i podchodząc do mnie.  Zamarłam. Nie wiedziałam skąd nagle wzięło sie u mnie tyle odwagi, nie dbałam o konsekwencje. Odwróciłam się twarzą do mężczyzny po czym wysyczałam z jadem, który wypełniał każde słowo wypowiedziane z moich ust.

- Nie pozwolę Ci zrobić jej krzywdy. Możesz ze mną robić wszystko ale na nią nie możesz nawet patrzeć, rozumiesz? - Jednak on nigdy nie dawał za wygraną. Musiał dostać to czego chciał.

- Powiedziałem że masz mi ją dać! Ciesz sie że już dawno jej sie nie pozbyłem, jest tylko kłopotem, tak samo jak Ty! - Ryknął a w moich oczach stanęły łzy. Dlaczego on tak bardzo nienawidził wszystkiego co go wokół otacza, nie mogłam tego zrozumieć. złożyłam delikatny pocałunek na czole Amy po czym dałam ją niepewnie na ręce tego wstrętnego mężczyzny który śmie sie nazywać moim ojcem. Mężczyzna wziął moje dziecko a ja miałam ochotę krzyczeć, bałam sie.. Z trudem oddychałam patrząc na tą kruszynkę.

- Zrób sobie jedzenie i nie gap się tak na mnie jakbym miał jej zaraz złamać kark- Syknął a po moim plecach przebiegły ciarki.  Powoli odwróciłam się w stronę blatu, zrobiłam sobie jedną kanapkę.  Położyłam wszystko przy stole a sama podeszłam do mojej córeczki, widziałam że  zbierało jej się na płacz. Spojrzałam na Jeremiego  gdyż nie wiedziałam czy mogę wziąć od niego dziecko.

- Jest jej zimno- dotknęłam jej rączki, która porażała chłodem. - Nie mam dla niej cieplejszych ubranek..- Powiedziałam ze łzami w czach po czym zdjęłam z siebie bluzę i owinęłam ją.

Jeremy spojrzał na mnie surowym wzrokiem choć widziałam w nich też coś innego, dobrego.

- Czego ona potrzebuje? - Byłam w szoku, nie wierzyłam że zaczął kimś sie przejmować.

- Coś ciepłego, śpioszki może, kocyk..- Powiedziałam cicho, czułam że łamie mis ie serce kiedy patrzyłam na córeczkę.

- Idź z nią do mojej sypialni i weź z niej dwa koce, ogrzej ją a ja pojadę po te rzeczy. - Powiedział biorąc kluczyki do samochodu z blatu, lecz zatrzymał sie jeszcze na chwile - Chyba nie muszę Ci przypominać że nie masz prawa się stąd ruszać?

- Zostanę tu - Jęknęłam chcąc by pojechał już do tego sklepu. Kołysałam maluszka chcąc ja jak i siebie uspokoić.

Już po chwili wyjechał samochodem na miasto mówiąc że za 2 godziny wróci. Mimo zakazu chciałam wykorzystać tą sytuacje, chciałam znaleźć telefon. Pilnowałam czy przypadkiem malutka nie zaczyna płakać, jednak w całym domu panowała cisza.  Nagle przypomniało mi się że w torbie szpitalnej miałam swój telefon, jak najszybciej mogłam pobiegłam do pokoju po czym wzięłam torbę i zaczęłam go szukać.  W końcu znalazłam, zostało niewiele procent baterii. Pierwsze co zobaczyłam to bardzo dużo nieodebranych połączeń i sms'ów. Między innymi od Justina.

Od: Kochanie
Słoneczko gdzie jesteś? Proszę cię daj znać że  nic ci nie jest! 

Od: Kochanie
Księżniczko dzwonili ze szpitala że mam syna. Tak bardzo cię przepraszam że spierdoliłem sprawę i nie było mnie przy narodzinach naszych maleństw..
Nasz syn jest najpiękniejszym dzieckiem jakie kiedykolwiek widziałem, Jest strasznie do Ciebie podobny. Nie martw się o niego  bo jest w dobrych rękach. Nie pozwolę by stała Wam się krzywda i obiecuję że znajdę Was tylko proszę Cię nie rób nic głupiego. Kocham, Twój Justin

Od: Lilly
Odezwij sie! Wiem o wszystkim i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo boję się o Ciebie i dziecko. Mam nadzieję że jakoś się trzymasz, wiem że to trudne domyślam się ale pamiętaj o maluszkach i Justinie. Chłopak cały dzień płaczę, obwinia sie. Szukamy Cię, jeżeli chociaż przeczytasz nasze wiadomości to proszę odpisz, daj jakikolwiek znak że żyjesz i nic wam nie jest.

Z moich oczu popłynęły łzy, strużkami po policzkach,  skapywały na ziemię. Wiedziałam że musiałam bronić moje dziecko przed ojcem ale naprawdę bałam się także o siebie...  Niedawno urodziłam dwójkę dzieci i nie mogę się przemęczać a tym czasem zaliczyłam już sporo siniaków.

Spojrzałam na stan konta i zobaczyłam że jest jeszcze parę groszy,  może  starczy na 3 sms'y . Spojrzałam za okno czy Jeremy jeszcze nie wrócił po czym zaczęłam pisać sms'a do Justina.

Do: Kochanie
...jestem cała i zdrowa. Z Amy też jest wszystko w porządku.. Tęsknie Justin i nawet nie wiesz jak bardzo boję się o małą.. To okropne co Jeremy robi.. Obiecuję Ci że cokolwiek miałoby się stać to prędzej za nią zginę niż dam ją dotknąć w niewłaściwy sposób temu bydlakowi.

Uratuj nas. 
Kocham Cię ponad życie, wierze że już niedługo będziemy razem.
Nie wiem czy wytrzymam więcej. Zabierz nas stąd!

Rozpłakałam się jak małe dziecko kiedy spojrzałam na moją posiniaczoną twarz.  Choć  dobrze wiedziałam  że lada moment Jeremy może wrócić to nie przejmowałam się tym, nie w tamtej chwili. Kiedy wiadomość została dostarczona znów wyciszyłam telefon i wrzuciłam go głęboko do torby. Poszłam do pokoju w którym leżała moja kruszynka.

- Nie pozwolę Cie skrzywdzić słoneczko, już niedługo wszyscy będziemy razem, szczęśliwi, obiecuje- Wyszeptałam całując główkę córeczki.
_________________________________________________________________________________
HEJ!
WIEMY ŻE DAWNO NAS NIE BYŁO ALE MAMY SPORO NAUKI I NIE DAJEMY RADY PISAĆ. NIE JESTEŚMY W STANIE OKREŚLIĆ CO ILE BĘDZIE POJAWIAŁ SIĘ NOWY ROZDZIAŁ ALE POSTARAMY SIĘ DODAWAĆ MINIMUM RAZ NA DWA TYGODNIE  CZASAMI DODAMY SZYBCIEJ ALE W ZALEŻNOŚCI JAK MI UŁOŻĄ SIĘ TRENINGI A IZIE WOLNY CZAS. 
do zobaczenia wkrótce. 
KOCHAMY WAS <3



wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 21

Obudziłam się w szpitalu, bez wiedzy co tu robię, ani jak tu trafiłam. Spojrzałam na mój brzuch, nie czułam nic. Żadnego kopnięcia... nagle pomyślałam że coś stało się z dziećmi.. Przecież krwawiłam i miałam mocne bóle..  Nacisnęłam na czerwony guzik, który wisiał nad łóżkiem i już po chwili do sali weszła pielęgniarka.

- Dzień dobry widzę że już się pani obudziła- Uśmiechnęła się w moją stronę ciepło

- Co z dziećmi? Dlaczego nic nie czuje?- Zapytałam gdy kobieta postawiła pierwszy krok w sali. Krzyknęłam wręcz ale tak strasznie bałam się o dzieci, że nie mogłam inaczej zareagować.

- Ah tak.. Nie czuje pani nic bo miała pani cesarkę. Dzieci są aktualnie na badaniach.- Kiedy to powiedziała zapłakałam z radości.

- Są zdrowe? Nic im nie jest?- Wciąż płakałam i nie zanosiło się na to bym w najbliższym czasie przestała. Właśnie zostałam matką.. Pielęgniarka zachichotała cicho na moje emocje.

- Dzieci są zdrowe, są wcześniakami  i o ile dobrze mi wiadomo to moja przyjaciółka je bada i wspominała że jeszcze nie widziała tak słodkich maluszków.

- Kiedy będę mogła je zobaczyć?- Zapytałam uśmiechając się od ucha do ucha.

- Najwcześniej za godzinę. Musi pani coś zjeść i odpocząć a my w tym czasie dokończymy badania.- Powiedziała wychodząc z sali.  Położyłam z powrotem głowę na łóżku  błagając by ta godzina minęła jak najszybciej. Chcę już zobaczyć dzieci, przytulić i powiedzieć im jak bardzo je kocham. Wiem że one i tak nie zrozumieją co mówię, ale tak bardzo chciałam je już mieć w swoich ramionach.

Nagle, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka..Justin! O mój boże, przecież on nawet nie wie że jestem teraz w szpitalu. Musiałam do niego zadzwonić ale nie miałam przy sobie żadnej komórki. Kiedy znowu miałam sięgnąć po guzik by sprowadzić pielęgniarkę do sali wszedł jakiś mężczyzna. Zmrużyłam oczy przypatrując się zdziwiona postaci w kapturze. Wysoki, dobrze zbudowany człowiek...czego chciał?

- Przepraszam? Szuka pan kogoś? - Zapytałam nadal wypalając dziurę w głowie mężczyzny. Przeżyłam kompletny szok gdy ów osoba podniosła głowę. Moje źrenice rozszerzyły się w niedowierzaniu.

- Co Ty tu robisz?! - Podniosłam ton swojego głosu, lekko podnosząc się na rękach.

- Zamknij się - Jego głos. Tak dawno go nie słyszałam i wcale nie chciałam usłyszeć. Już miałam sięgnąć po czerwony guzik by wezwać pomoc ale on szybko ruszył w moim kierunku biorąc gwałtownie moją rękę.

- Puszczaj mnie! Ratu... - Zatkał mi usta swoją zimną, silną ręką. Wyrywałam się przez chwile, ale to było na nic, nic nie mogłam zrobić.

- Uspokój się - Warknął. Patrzyłam mu prosto w oczy chcąc z całej siły wyrazić to jak bardzo go nienawidzę. Przytaknęłam lekko głową dając mu znak że już będę cicho.

- Miło się witasz z ojcem po tak długiej rozłące - Mamrocze pod nosem a ja wycieram usta rękawem mojej koszuli.

- Kpisz sobie? - Mały chichot wydobył się z moich ust lecz pożałowałam tego gdy mocniej ścisnął moją rękę.

- Kto jest ojcem tych dzieci? - Zatkało mnie. Milczałam, ale on nie dawał za wygraną.

- Pytam!

- O jakie dzieci Ci chodzi?

- Oj proszę Cie, nie udawaj głupiej, przecież to ja Ci pomogłem sie tu przywlec, a teraz mów! - Warczał. W końcu nie wytrzymałam.

- A jak myślisz?! - Syknęłam mu prosto w twarz. Każde moje słowo było przesiąknięte nienawiścią.

- Oczywiście że Justina - Przeniosłam wzrok na swoje dłonie. Nastała cisza, a najgorsze było to że nie wiedziałam co nastanie po niej, czy będzie wrzeszczał czy może zacznie mną szarpać. Lecz ani to ani to nie nastąpiło. Zamiast tego jego głos był formalny, spokojny, ale gdy tylko znowu na niego spojrzałam zauważyłam że był spięty.

- Za chwile pielęgniarka przyniesie tutaj te bachory, a gdy tylko zostaniemy sami, bierzemy je i opuszczamy szpital rozumiesz?- Jad z jego ust kapał na świeżą pościel. Przerażenie z grymasem pojawiło się na mojej twarzy.

- Oszalałeś - Mruknęłam lecz pożałowałam tego już po chwili. Ramie niemal od razu zabolało mnie od przyciskania jego mocnych szponów.

- Pamiętaj do kogo mówisz - Syknął. Odskoczył ode mnie w momencie gdy drzwi od sali się otworzyły a do środka weszła pielęgniarka z jednym maluszkiem. Lekka łezka zakręciła mi się w oku gdy zobaczyłam te malutkie rączki, zamknięte oczka. Kobieta położyła dziecko na mojej piersi uśmiechając się serdecznie.

- Drugi niemowlak jest jeszcze badany, potrwa to troszkę ale proszę się nie martwić - Gdy skończyła tą wypowiedź ponownie opuściła sale. Nastała ta chwila, trzymałam swoje dziecko w ramionach, chciałam żeby czas się zatrzymał żeby zamiast ojca stał obok mnie Justin. Łza smutku uciekła z oka gdy zdałam sobie sprawę z tego co się na prawdę działo.

Byłam zupełnie sama, z psychopatycznym ojcem który miał plan by rozdzielić mnie na zawsze z Justinem, który zniknął..

_____________________________

Hejo <3 
Długa przerwa - przepraszamy :* 

Mamy nadzieje że rozdział wam się spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu ;)

sobota, 27 września 2014

Rozdział 20

- Tak.. Oczywiście że tak!- Zaszlochałam  cicho, kiedy Justin założył pierścionek na mój palec uśmiechając się ze łzami w oczach. Kiedy chłopak stanął na nogi od razu się w niego wtuliłam płacząc.

- Dziękuje kochanie- Wyszeptał mi do ucha po czym wpił się łapczywie w moje usta. Oddałam pocałunek kładąc ręce na jego szyi.

- Kocham Cię Justin- Uśmiechnęłam się składając małe muśnięcie na jego ustach.

- Ja Ciebie też kocham Vanessa. Najmocniej na świecie. Ty i dzieci jesteście dla mnie najważniejsi na świecie- Musnął moje usta między każdym słowem.

*** 2 miesiące później***
Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Do porodu został miesiąc. Lea i Jai są naszymi przyjaciółmi a Ja i Justin jesteśmy rodzicami Chrzestnymi Bradleya. Wszystko układa się bardzo dobrze. Nawet lepiej niż się mogłam spodziewać. Justin się zmienił, na lepsze. Nie kłóciliśmy się już bardzo długo i na prawdę chciałam by tak już pozostało. Skurcze miałam wyjątkowo bolesne, nie mogłam się ruszać. Raz czy może dwa razy Justin musiał jechać ze mną na pogotowie. Martwił się o mnie a ja czułam się trochę winna że tak obarczam go wszystkim. Odkąd oświadczył mi się, cały czas próbuje opiekować się mną najlepiej jak potrafi. Strasznie się stara. Nie mogłabym sobie wyobrazić że coś mogłoby się zmienić, czy jedna mała rzecz mogłaby wszystko zniszczyć. Ciąża na prawdę zaczęła mnie już męczyć, to niesamowity czas w życiu każdej kobiety ale trzeba wsiąść też pod uwagę bóle pleców, skurcze, opuchnięte kostki i palce, wahania nastroju.

- Co Ty robisz Van?! - krzyknął Justin patrząc jak siedząc na podłodze w naszej sypialni staram się złożyć łóżeczko dla maluszka. Wywróciłam oczami bo wiedziałam że właśnie tak zareaguje.

- Uspokój się - zaśmiałam się cicho biorąc w rękę młotek by przybić odstające gwoździe. Chłopak podszedł szybko do mnie zabierając mi narzędzie.

-chcesz żebym na zawał padł? - patrzył na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem. Mimo to uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

- Jay, ja nie jestem umierająca mogę pomóc ci chociaż trochę z takimi rzeczami więc nie histeryzuj

- wyrwałam mu młotek wstając z podłogi.

- van, oddaj to - patrzył prosto w moje oczy. Zaśmiałam się jeszcze głośniej niż poprzednio. Wyminęłam go i zaczęłam uciekać po schodach na dół.

- Vanessa! Oszalałaś? - krzyknęła Lauren a wszyscy zgromadzeni w salonie spojrzeli w moja stronę.

- Oj odczepcie się wszyscy ode mnie. - Stanęłam po jednej stronie stołu, po drugiej zaś po chwili mogłam ujrzeć Justina który był wściekły. Posłałam mu całusa co go może trochę zmiękczyło.

-Nie możesz tak robić Nessy, przecież jesteś w...

-ciąży! -dokończyłam za niego podnosząc ręce do góry w geście frustracji.

-to nie jest przecież choroba - mamrotałam chcąc żeby każdy to wreszcie zrozumiał. Spojrzał na mnie jakby znudzonym wzrokiem i zanim zdążyłam coś powiedzieć chwycił mnie delikatnie za ramiona. Jednak i tak byłam za słaba żeby się wyrwać.

-Puść mnie no!

-Nie, jesteś za bardzo dla siebie niebezpieczna - mówił tak poważnie że aż ciarki zagościły na moich plecach.

- Skarbie, czy ty siebie słyszysz. To ja wiem co dla mnie najlepsze puść mnie - I ja w tym momencie stałam się poważna. Cały dobry nastrój mnie opuścił. Kocham jak jest opiekuńczy ale bez przesady. Położyłam na stoliku młotek i ruszyłam do sypialni. Nie czułam się zmęczona a jednak gdy tylko położyłam się na łóżko i przymknęłam oczy zapadłam w głęboki i przyjemny sen. Śniłam o morzu, wodzie, a gdy zaczęłam się coraz bardziej zanurzać w tej wodzie poczułam ból. Ból przez który przebudziłam się niemal natychmiast. Moje ciało było sparaliżowane. Czułam coś mokrego, że leże na czymś mokrym.

- Justin! - krzyknęłam w ogromnej panice.

- Justin! - powtórzyłam nie mając na więcej siły. Skurcz był tak potężny ze nie wiedziałam jak mogłam w tamtej chwili stanąć na nogach. Byłam przestraszona, a może to nawet za mało powiedziane. Znalazłam się na dole. W domu cisza i pustka. Widocznie zostawili mnie, wszyscy. Nie ma żadnego telefonu, nie wróciłabym drugi raz do pokoju po komórkę zwyczajnie nie dałabym rady poczołgać się kolejny raz po schodach. Panika zaczęła we mnie rosnąć. Jeżeli wzięłabym kluczyki do samochodu nie miałabym pewności ze będę w stanie prowadzić albo co gorsza czy nie spowoduje jakiegoś wypadku. Ale moje dzieci nie mogły się urodzić na kanapie w moim salonie i to jeszcze w samotności.

Miałam ochotę w tamtym momencie po prostu zniknąć. Byłam w kompletnej kropce. W końcu wsiadłam za kierownice. Zaczęłam leciutko krwawić. Płakałam prowadząc. Łzy zamazywały mi cały obraz. Myślałam ze nie przeżyje. Modliłam się żeby z dziećmi było wszystko w porządku, żebyśmy dojechali. Na prawdę tak stało się po kilki minutach. Wypadłam z auta, dosłownie. Poleciałam na beton. Po chwili nieznajome ręce, chwyciły mnie i pomogły wstać, czułam ze zaraz stracę przytomność. Nic nie widziałam, ciemność ogarnęła mnie całkowicie.
Obudziłam sie w szpital, bez wiedzy co tu robię, ani jak tu trafiłam.

*********************************
Hej <3
 Mamy już 20 rozdział. 
Strasznie długo na niego czekaliście za co przepraszamy, ale wiecie jak to jest, szkoła, obowiązki, nauka i też czasami kary od rodziców. ale to nie ważne ;) 
Mamy nadzieje ze rozdział wam się spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu :*

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 19

5 miesięcy później..

Dzisiaj z Justinem mamy naszą rocznice. Jesteśmy już rok razem, a ja jestem w 6 miesiącu ciąży.  Wraz z  Justinem przeprowadziliśmy się do L.A ze względu na to że Pattie dowiedziała się że jesteśmy w Kanadzie.

Planujemy parę miesięcy po tym jak urodzę odwiedzić Pattie wraz z dzieckiem. Chcemy żeby znała swojego wnuka czy wnuczkę.

Rano jak zwykle obudziłam się nie wyspana.  Od paru dni czułam ból pleców ale to normalne kiedy jest się brzemienną. Zeszłam od razu po  przebudzeniu do kuchni gdzie już siedział mój ukochany.

- Cześć myszko- Przywitał mnie buziakiem w usta.

- Cześć Justin. Strasznie bolą mnie plecy- Mruknęłam wyciągając z lodówki sałatkę owocową, którą wczoraj razem z Justinem przygotowaliśmy.

- Co dzisiaj robimy?- Zapytałam podstępem. Chciałam wiedzieć czy pamięta o naszej rocznicy.

-  Za godzine jesteśmy umówieni u ginekologa, po badaniu jak już będziemy znali płeć to pojedziemy na zakupy i zobaczymy za ubrankami. Na wieczór pójdziemy na kolacje żeby uczcić twój 6 miesiąc ciąży.. i to chyba na tyle- Odpowiedział uśmiechając się ciepło w moją stronę.

- Odechciało mi się jeść- Mruknęłam wkurzona idąc do sypialni. Jak mógł zapomnieć? Jestem na niego wściekła. Uznałam że nie będę po sobie pokazywać że coś się stało i poczekam do wieczoru, jak wtedy sobie nie przypomni to mu powiem. W dalszym ciągu zła na Justina wzięłam ciuchy na dziś i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic wysuszyłam włosy i UBRAŁAM SIĘ. Włosy pozostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i już byłam gotowa do wyjścia.

- Wyglądasz bardzo seksownie jak na kobiete w ciąży- Wyszeptał Justin przygryzając wargę w ten bardzo ale to bardzo kuszący sposób.

- Ty też wyglądasz niczego sobie- Mruknęłam patrząc na JEGO WYGLĄD.  Prawda jest taka, że wyglądał cholernie dobrze, ale nie mogłam tego przyznać bo nadal byłam na niego wściekła. Przez całą drogę  nie odzywaliśmy się do siebie. Kiedy weszliśmy do kliniki na nas czekał już doktor. Położyłam się podciągając bluzkę  pod sam stanik. Mój brzuch był już bardzo duży, zawsze myślałam że takie rozmiary są tylko w ostatnich dwóch miesiącach ciąży.

- Dobrze więc nie będę owijał w bawełnę... Spodziewacie się bliźniaków, chłopca i dziewczynkę- Powiadomił nas uśmiechając się w ten miły sposób. Nie wiedziałam co powiedzieć. My z Justinem jesteśmy bliźniakami dwujajowymi i teraz zaszłam w ciąże i spodziewam się bliźniaków.. Moje oczy zaszły łzami, kiedy zdałam sobie sprawę z tego że noszę w sobie dwójkę podobnych do siebie dzieci.
Z kliniki wyszliśmy bardzo szybko. Justin przytulił mnie do swojej piersi szepcząc, że wszystko będzie dobrze.

- Boję się.. Przecież oni będą tacy jak my, będą bliźniakami. To jest chore- Załkałam cicho.

-Nie jesteśmy rodzeństwem. Jesteśmy zakochanymi w sobie ludźmi. Nie myśl o tym, nie możesz się denerwować słońce- Odpowiedział Całując mnie w skroń.

- Wiem co cię pocieszy! Pójdziemy na lody. Czekoladowe z posypką i owocami- Uśmiechnął się zapinając pas i wyjeżdżając z parkingu kliniki na której dotychczas się znajdowaliśmy.

- Wszystko dobrze skarbie?- Z moich zamyśleń wyrwał mnie szatyn. Nie spokojnie głaskałam swój brzuch myśląc o tym co dzisiaj się działo.

- Martwię się po prostu tym wszystkim.- Wyszeptałam wyciągając z torebki telefon i pisząc sms'a do Lauren z wiadomością że już znamy płeć.

- Nie masz się czym martwić. Jest wszystko dobrze. Dzieci rozwijają się prawidłowo i teraz zostało nam tylko czekanie na poród- Zachichotał dając mi szybkiego całusa. Niedługo potem zaparkowaliśmy samochód i poszliśmy w stronę sklepów.  Pierwszy był sklep z rzeczami dla dzieci. Widziałam jak Justinowi świeciły się oczy. Był szczęśliwy i ja w malutkim stopniu też.

- Znalazłem coś skarbie- Powiedział Justin podchodząc do mnie i pokazując mi PIĘKNY KOMPLET .

- To jest strasznie piękne- Pisnęłam uśmiechając się jak głupia. Justin chwile później przyłożył body do mojego brzucha. Zaśmiałam się cicho skradając Jay'owi całusa.

- Wezmę dwa te same. Nie są takie drogie. Tylko 14 dolarów.- Powiedział Justin wracając do miejsca w którym znalazł ubranko. Znaleźliśmy jeszcze parę ładnych kompletów a później ja upatrzyłam piękne NOSIDEŁKO. 25 dolarów.

- Kochanie? Podoba ci się?- Zapytałam podchodząc do ojca moich dzieci.

- Jasne pod warunkiem że to dla dziewczynki.- Uśmiechnął się przytulając mnie od tyłu.

- Przepraszam, w którym jesteś miesiącu?- Usłyszeliśmy nagle i spojrzeliśmy w STRONĘ. Dziewczyna która nas o to zapytała była piękną brunetką i też była w ciąży.

- W szóstym- Uśmiechnęłam się miło- A ty?

- Początek ósmego za 36 dni mam termin- Pogłaskała swój brzuch na co jej chłopak się uśmiechnął. -Jak się nazywacie?- Zapytał chłopak.

- Vanessa i Justin umm Bieber a wy to?- Zapytał Justin

- Lea i Jai Brooks. Może byśmy poszli do jakiejś kawiarni czy coś zamiast gadać na środku sklepu.- Zaproponował Jai.

- Jasne. Moglibyśmy umówić się na jutro? Dopiero dzisiaj dowiedzieliśmy się o tym że spodziewamy się bliźniaków i o płci. Chcielibyśmy dzisiaj nacieszyć się sobą- Powiedział uprzejmie Jay w dalszym ciągu przytulając mnie od tyłu. Nacieszyć się sobą? Nic z tego.. Zapomniał o rocznicy.

- Mogę twój numer Lea? Zadzwonie jutro z samego rana i podam wam nasz adres co wy na to?- Zapytałam się na co Lea dała mi swój numer i ja dałam jej mój.

- Więc jesteśmy umówieni, o ile żona ci nie urodzi- Zaśmiał się Justin na co zachichotałam cicho tak samo jak reszta.

- Już wy się nie martwcie. Poradzę sobie z zatrzymaniem Bradleya  przed terminem- Zaśmiała się Lea głaszcząc swój brzuszek.

***
- Kochanie..  Daj spokój odezwij się do mnie i powiedz o co chodzi- Krzyknął za mną Justin kiedy już pod wieczór szliśmy przez  miasto. Byłam zła i cała zapłakana. Zapomniał.. Tak po prostu zapomniał o naszej rocznicy.

- Daj mi kurwa święty spokój dupku - Ryknęłam kiedy chłopak próbował mnie złapać za rękę. 

- Więc powiedz co  się stało. Jesteś na mnie wkurwiona przez co nie dokończyłaś obiadu i prawie dzisiaj nic nie jadłaś. Dam Ci Święty spokój jak powiesz mi o co ci chodzi- Syknął wzdychając głęboko. Jak na zawołanie odwróciłam się twarzą do niego.

- Zapomniałeś o rocznicy Palancie! To się stało.. Zapomniałeś tak po prostu.. Gdybyś mnie kochał, pamiętał byś- Zaszlochałam osuwając się na ziemie. Zostałam w porę złapana i wtulona w ciało Justina.

- Naprawdę myślałaś że zapomniałem. Pamiętałem o tym i przygotowałem wszystko na ten dzień.. Nie denerwuj się słoneczko- Wyszeptał całując moje czoło.

- Nie rozumiem.. Więc dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej..

- Ponieważ wszystko ma być niespodzianką- Uśmiechnął się. - Spójrz za siebie- Rozkazał. Patrząc za siebie ujrzałam Restaurację.

- Tutaj idziemy na kolację księżniczko- Uśmiechnął się w moja stronę całując moje usta. Restauracja Gordona Ramsay'a. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy jedzenie dla siebie.

- Smakowało wam ślicznotko?- Justin zapytał wstając z miejsca. Przytaknęłam również wstając z miejsca.

- Kochanie.. Usiądź z powrotem ja zaraz wrócę muszę iść do toalety- Pocałował mnie w policzek znikając za drzwiami.

Justin

Wyszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro zastanawiając się czy jestem na to gotowy. Wyciągnąłem pudełko z PIERŚCIONKIEM Z KIESZENI SPODNI  spojrzałem na niego uśmiechając się lekko. Dam radę. Stwierdziłem po czym wyszedłem z toalety.Uśmiech ani na chwile nie schodził mi z twarzy. Była odwrócona do mnie tyłem. Spokojnie czekała na mnie. Podszedłem wystarczająco blisko, uklęknąłem na jedno kolano i wymownie kaszlnąłem. Od razu odwróciła głowę a jej źrenice się powiększyły. Automatycznie wstała.

- Justin, co Ty..

- Kocham Cie skarbie - chwyciłem jej rękę - Kocham Cie najbardziej na świecie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, a gdyby Cie w nim nie było oszalałbym. Codziennie dzięki Tobie sie uśmiecham, z resztą tak było od zawsze. Byliśmy razem od zawsze i na zawsze. Chciałbym żeby tak było, chciałbym żebyśmy stworzyli prawdziwą, swoją własną rodzinę. Dlatego mam do Ciebie bardzo ważne pytanie. pytanie od którego będzie zależeć moje życie. - Kątem oka widziałem jak wszyscy goście nas obserwują, lecz nie dbałem o to. Jedynie skupiałem się na Vanessie. Płakała, ale uśmiech też gościł na jej twarzy.

- Czy zostaniesz moją żoną? 

**************
Hejoo <3 
Przepraszamy że długo czekaliście ;* 
Justin oświadczył sie Vanessie
Mamy nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3





poniedziałek, 11 sierpnia 2014

INFORMOWANI

HEEEJ! <3
 Ta zakładka służy po to byście mogli dowiedzieć się o nowych notkach na tym blogu od razu po dodaniu.

Kto chce być informowany dodaje w komentarzu swojego aktualnego Twittera.
Obiecujemy informować was o nowych. Następny rozdział dodamy do końca tego tygodnia ; - )

+ 
TO NASZ NOWY BLOG! 
http://true-love-know-at-work.blogspot.com/



środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 18

- Nie wiem nawet jak możesz tutaj jeszcze być!-Krzyknął Justin na Lily. Byłam kompletnie zawiedziona na nią, za to co powiedziała. Już nie chodzi o samą próbę zabicia mojego dziecka, ale o to dlaczego to zrobiła.

- Justin..- Mruknęłam w stronę chłopaka. Spojrzał na mnie po raz pierwszy od czasu kiedy weszliśmy do domu. Kiedy mnie przytulił wyszeptałam

- Jestem zmęczona, moglibyśmy pójść do sypialni?

- Jasne. Idź do góry i przebierz się, a ja w tym czasie zrobię ci herbatę i przyniosę coś do jedzenia- Cmoknął mnie w czoło, po czym poszedł do kuchni. Żegnając się krótkim całusem w usta z Lauren i uściskiem z chłopakami udałam się na górę, gdzie umyłam się i założyłam na siebie króciutkie  czarne spodenki i do tego obcisłą bokserkę. Położyłam sie na łóżku.

Spojrzałam na swój brzuch. To strasznie dziwne uczucie mieć świadomość że właśnie dzięki tobie na świat przyjdzie kolejny człowiek. Dotknęłam go delikatnie podwijając bluzkę. Zauważyłam prawie niewidocznego jeszcze siniaka. Zamknęłam oczy opierając głowę o poduszkę. W tej samej chwili do pokoju wszedł Justin. Bez słowa postawił na komodzie obok jedzenie i parującą herbatę w dużym kubku. Nie zapytał jak sie czuje, nadal sie nie odzywał. Utrzymywaliśmy tylko w ciszy kontakt wzrokowy. Jego oczy przekazywały mi wiadomość że cierpi razem ze mną, że jest i więcej nie da mnie skrzywdzić.

- Połóż sie obok mnie - Odezwałam sie w końcu podnosząc sie nieco. Okrążając łóżko już po chwili materac ugiął sie lekko pod jego ciężarem. Z jednej strony czułam sie nieco nie swoje gdy nic nie mówił, z drugiej zaś nie miałam ochoty rozmawiać. Pocałował mnie. Nie spodziewanie. Przez pocałunek chciał wyrazić to co chciał mi powiedzieć, czułam to. Czułam troskę, czułość, ale też namiętność którą do mnie żywił. Nastrój tego pocałunku tak szybko sie zmieniał że ledwo odczytywałam każdą wiadomość jaką za sobą niósł. Zakończył sie czymś czego nie mogłam rozszyfrować, ale gdy spojrzałam Justinowi w oczy widziałam że chciał więcej, bardziej.

Wystarczyła chwila, w całym pomieszczeniu temperatura wzrosła, powietrze zgęstniało. Nie mogłam określić tego co czułam, to było zbyt szalone. Mimo że moje dłonie dotykały jego nagie ciało, jego stykało sie z moim, chciałam wciąż więcej. To była niesamowicie chora namiętność, która domaga sie więcej, głód którego nie da sie zaspokoić. Czułam jego oddech na moim ciele jak szybko wędrował od szyi do brzucha. Jego dłonie wplotły sie w moje włosy, szarpały za nie i nie sprawiało mi to bólu, wzniecało jeszcze bardziej nie tylko moje podniecenie, ale i jego. Położył mnie nagą pod sobą, w chwili gdy znalazł sie we mnie odprężyłam sie, chciałam żeby to trwało długo, nieskończenie długo.

 Byliśmy tylko my, nasza mała wieczność. Nie myślałam ani chwili o tym czy to złe, czy dobre, nie umiałam już tych rzeczy odróżnić. Gdy szeptał że mnie kocha nie czułam na tą myśl wstrętu jak inni ludzie, jak większość ludzi.

Ten raz był inny. Intensywniejszy, pozostawiający po sobie ślad. Razem, choć zmęczeni, zjedliśmy jedzenie które wciąż było na komodzie, popiliśmy zimną herbatą. Teraz patrzyłam na niego zupełnie inaczej, teraz widziałam tylko troskę, miłość i bezpieczeństwo. Tak szybko zmienia swoje oblicza. Moja głowa spoczywała na jego obojczyku, delikatnie smyrałam ledwie widoczne włosy na jego umięśnionym torsie. Był ideałem. Moim ideałem.

- Pojedziesz ze mną do apteki? - Mruknął w moje włosy.

- Musze kupić Ci potrzebne witaminy - Dodał. Podniosłam lekko głowę ponownie spoglądając na jego twarz.

- Daj mi chwile - Zeszłam z łóżka, wciąż naga weszłam do łazienki biorąc uprzednio pierwsze rzeczy jakie mi wpadły do ręki. Odświeżyłam sie. Po mnie wszedł Justin, zajęło mu to chwilkę. Nikogo nie było na dole, szybko ubierając buty niepostrzeżenie wyszliśmy z domu. Centrum, w tym apteka nie znajdowało sie daleko od domu w którym aktualnie mieszkaliśmy.

- Weź moje okulary i włóż, kaptur, nie mogą nas poznać - Podał mi okulary które od razu założyłam, zrobiłam jak kazał powoli wychodząc z auta. Oboje, skryci pod kapturami weszliśmy do małej apteki na rogu ulicy. W środku był mężczyzn, dwie kobiety i farmaceutki. Justin podał jednej z nich receptę po chwili płacąc za wypisane witaminy. Kierując sie do wyjścia zauważyłam kobietę, patrzyła na nas.. Zmarszczyłam brwi, nie mogłam uwierzyć. Nasza matka.

- Szybko wychodź - Zwróciłam sie do Jaya nie spuszczając wzroku z Pattie. Ona ruszyła w naszą stronę.

- Szybko - wybiegliśmy z budynku kierując sie do auta. Dopiero gdy wsiedliśmy zobaczyłam że i tak by nas nie złapała. Poruszała sie nienaturalnie wolno. Coś musiało jej być. Ruszyliśmy drogę. widziałam smutek w jej oczach. Wydawać by sie mogło ze chciała krzyknąć stop, ale nie była na tyle silna. W jednej chwili moje policzki pokryły łzy, gorzkie łzy, bo wiedziałam ze to przeze mnie, przez nas. Mojego płaczu nie zagłuszyło nawet grające radio, ani dźwięki z zewnątrz. Zakryłam rękami twarz, chciałam sie uspokoić ale to było tak bardzo trudne.

- Przestań - Obok przebił sie głos Justina. Cichy, łamiący sie głos, ten na który reagowałam większym szlochem.

- To nasza wina, to wszystko nasza wina. Nie chce już tak żyć, chce żeby było inaczej - Histerycznie próbowałam złapać oddech. Ocierałam mokre poliki. W głowie wciąż mi szumiało, nie czułam sie dobrze. Myślałam że jego odpowiedź będzie inna, pocieszająca, że powie że wszystko będzie w porządku, że z tego wyjdziemy, a jednak strasznie mnie zaskoczył.

- Też chce żeby było wszystko inaczej..

__________________________________
Hejoo <3

 Macie kolejny rozdział ;) 

Mamy nadzieje że wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzach 

JESSICA.IZA

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 17

Obudziłam się następnego ranka z Justinem w łóżku. Spojrzałam na niego obserwując wyraz jego twarzy. Chyba miał dobry sen, bo uśmiechał się jak głupi. Stanęłam przed łóżkiem zakładając kapcie na swoje stopy.

-Zostań..- Powiedział ospale Justin podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Chciałam iść tylko do toalety- Odpowiedziałam po czym z uśmiechem wpiłam sie w usta Jussa. Chłopak oddał pocałunek niemalże od razu go pogłębiając. Wiedziałam że jeżeli będziemy to kontynuować to dojdzie między nami do seksu.Nie myliłam się,  ręce chłopaka już po chwili przeniosły sie pod moją bluzkę. Nie to że nie chciałam się z nim kochać,  ale najpierw muszę iść do ginekologa.

- Nie możemy. Przynajmniej nie na razie- Wyszeptałam siadając okrakiem na kolanach Jay'a. Chłopak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.

- Muszę iść najpierw do ginekologa.. wiesz chce wiedzieć czy możemy się kochać, nie szkodząc przy tym dziecku.

-Ymm.. Tak masz rację. Muszę sam poradzić sobie z tym problemem-Odpowiedział patrząc na swoją erekcję, którą doskonale było widać w bokserkach.

-Przepraszam- Zachichotałam zawstydzona chowając twarz w torsie chłopaka. Justin zaśmiał się ze mnie głośno po czym spojrzał mi głęboko w oczy. To jedna z tych chwil w filmie, kiedy para kochających się nastolatków patrzy się sobie w oczy, a po krótkiej chwili całują się namiętnie okazując przy tym swoją wielką miłość.

- Kocham Cię-Wyszeptałam tuż przed jego ustami.

- Ja Ciebie też mała- Uśmiechnął się składając małe muśnięcie na mych ustach.

**TYDZIEŃ PÓŹNIEJ**

-Przestańcie się w końcu miziać. Przez cały dzień nie można z wami wcale porozmawiać, bo cały czas się migdalicie - Oburzyła się Lily

-My po prostu chcemy się sobą nacieszyć, tym bardziej że Nessy jest w ciąży.- Odpowiedział Justin w dalszym ciągu głaszcząc mój brzuszek. 

- Nie jesteście tutaj sami do cholery! Cały czas sobie słodzicie i się całujecie! Wy i Ryan z Lauren. Mam tego dość, aż sie nie dobrze robi - Warknęła blondynka.

- Weź zejdź z nas! Moja wina że nikt Cię nie chce?-Odpyskował Ryan na  co otworzyłam szeroko oczy.

- Ryan!- Pisnęłam

- Lily.. zaczekaj- Zawołałam za dziewczyną, która wstała ze swojego miejsca idąc się ubrać. Wyszłam z objęć Justina i pobiegłam za przyjaciółką.

- Wiesz dobrze że nie o to mu  chodziło.. Zostań- Powiedziałam łapiąc dziewczynę za ręke. Lily obróciła się uderzając mnie w brzuch.

- On powinien mieć dziecko z Nicole- Krzyknęła wybiegając z domu kiedy ja tak po prostu klęczałam na podłodze płacząc. Po chwili obok mnie znalazł się Justin.
- Kochanie co się stało?- Zapytał spanikowany.

-Pomóżcie mi- Krzyknął i już po chwili reszta była przy mnie. Moje oczy były zamknięte z bólu. Poczułam jak Ryan z Justinem przenoszą mnie, bym już po chwili mogła leżeć na miękkim łóżku w sypialni.

-Strasznie boli- Wydukałam masując brzuch w obolałym miejscu. Justin ułożył swoją dłoń na moim brzuchu pomagając mi go masować.

-Powiedz mi co się stało- Wyszeptał patrząc na mnie z bólem.

-Ja po prostu poszłam poprosić ją żeby została.. A ona obróciła się i uderzyła mnie pięścią  w brzuch-Zapłakałam po czym dodałam

-Po tym jak to zrobiła, powiedziała że to z Nicole powinieneś mieć to dziecko, nie ze mną- Zaszlochałam.

-Pierdolona dziwka!- Wydarł się Justin.

- Jadę do niej- Powiedział idąc w kierunku drzwi.

- Justin proszę zostań... To tak bardzo boli- Błagałam. Zaciskałam pieści na pościeli chcąc by ból choć trochę ustał. Bałam sie. Byłam w szoku, moja najlepsza przyjaciółka mi to zrobiła, nie mogłam tego pojąć. Chłopak niemal od razu uklęknął ponownie obok łózka.

- Jedziemy do szpitala? - Zapytał choć może raczej brzmiało to jak stwierdzenie. Nie odzywałam sie. Justin wziął mnie na ręce. 20 minut później byliśmy na miejscu. Ból stał sie lżejszy ale to nie zmieniało faktu że nadal martwiłam sie. Natomiast diagnoza lekarza mnie od razu uspokoiła.

- Nic sie bardzo poważnego nie dzieje, ale proszę uważać na siebie, tutaj miała pani szczęście, ale następnym razem może być gorzej czego państwu nie życzę. Przepisze pani witaminy które musi pani brać przez pierwszy trymestr ciąży, dobrze? - Pokiwałam zgodnie głową. Miał poważną, surową minę, a jednak jego głos był ciepły, serdeczny.

- Umm, panie doktorze mam pytanie..czy my możemy..no..czy seks nie zagraża dziecku? - Odezwał sie Justin który także siedział razem ze mną w gabinecie. Spojrzałam raz na Jaya, raz na mężczyznę.

- Nie sadze, oczywiście nie można z tym przesadzać - Zaśmiał sie co udzieliło sie także nam. Niedługo potem ponownie byliśmy w domu, wszyscy czekali na nas z zniecierpliwieniem. Mówiąc wszyscy mam też na myśli Lily.

- I co?! - Z miejsca poderwała sie Lauren przytulając mnie delikatnie.

- W porządku - Mruknęłam cicho. Spoglądałam na Lily, lecz ona miała spuszczoną głowę.

- Zadowolona z siebie jesteś?! Gdyby coś sie stało mojemu dziecku zabiłbym Cie rozumiesz? - W całym domu było słychać krzycz Justina. Szedł w stronę przestraszonej dziewczyny. Na szczęście Ryan z Chrisem go odciągnęli.

- Uspokój sie stary, wiem że jesteś wkurzony, też bym był, ale nie warto - Mówił Ryan. Mimo wszystko nie oderwałam wzroku od Lily. Byłam rozdarta, nie mogłam zrozumieć co w nią wstąpiło. Była inna, a teraz czułam sie jakbym nie poznawała własnej przyjaciółki, tej którą znałam od zawsze. Z resztą nie tylko ona sie zmieniła, nie wiedziałam czego jeszcze mogę sie spodziewać...

______________________________________

Hejoo <3

Dzieje siee xd 

Mamy nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu 

JESSICA. IZA.

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 16

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! - Od razu podniósł głos gdy chciałam usiąść obok niego.

- Justin..

-Dlaczego? - Przerwał mi. Patrzył mi prosto w oczy.

- Sama sie dopiero dzisiaj dowiedziałam - Szepnęłam. Serce waliło mi jak oszalałe, nienawidziłam gdy na mnie krzyczał. Justin spuścił wzrok. Chciałam go dotknąć, przytulić, ale bałam sie. Nie wiedziałam jakby na taki gest zareagował.

- Ty sobie zdajesz w ogóle sprawę z tego że nasze życie sie zupełnie zmieni? - Zapytał a raczej stwierdził patrząc na mnie zimnym wzrokiem.

- Wiem..- Szepnęłam prawie nie słyszalnie. Otarłam łzy z moich polików próbując się uspokoić. Prychnął wstając ze swojego miejsca. Choć przyprawiało mnie to o nieprzyjemne dreszcze to cały czas spoglądałam na niego widząc jego niespokojne ruchy.

- Myślałem że bierzesz tabletki - Warknął w pewnym momencie przez co jak poparzona podskoczyłam na miejscu.

- Ja...- jąkałam sie. Nie poznawałam własnego głosu. - Nie wzięłam wtedy..

- Mogłaś mnie kurwa uprzedzić, zabezpieczyłbym sie.. jak można być tak głupim! - Nie patrzył na mnie ale mogłam sobie wyobrazić jak z wściekłości pociemniały mu tęczówki. Nie chciałam tam być, najchętniej zniknęłabym tam gdzie bym mogła być sama.

- Przestań w końcu krzyczeć - Wymamrotałam czując jak łzy lecą mi po policzkach małymi stróżkami.

- Dziwisz mi sie że krzyczę? Moje życie już jest przekreślone i nie da sie tego naprawić - Mimo wszystko ściszył trochę ton głosu. Wtedy na mnie spojrzał, ale nie wiem czy tego do końca chciałam. Jego wzrok sprawił że poczułam sie jeszcze gorzej. O ile to możliwe.

Justin

Panika pomieszana ze złością ogarniała moje ciało. Nie mogłem zapanować nad rękami które cały czas drżały. W jednej chwili to wszystko we mnie uderzyło, obudziło jak zimny prysznic. Znalazłem test w koszu w łazience. Kto wie, może gdybym wtedy nie wyrzucał zepsutej maszynki do golenia to wcale bym sie o tej ciąży nie dowiedział...przynajmniej na razie. 

- Mogę usunąć.. - Jej szept przerwał cisze która ponownie nastała między nami. Nie mogłem w to uwierzyć.

- Żartujesz sobie? - Przez dosłownie chwile utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, sam nie mogłem dłużej tego zmieść choć to ona spuszczała głowę. Zamilkła na chwile. Widziałem jak jej noga nerwowo drgała. Denerwowała sie, tak samo jak ja, a może nawet i bardziej. Gdy tak na nią spoglądałem zrozumiałem że nie miałem prawa podnosić na nią głosu, nie potrzebnie krzyczeć. To nie jej wina. Musiałem stanąć z czynem dokonanym twarzą w twarz.

- Nie usuniesz tego dziecka, to nasze dziecko i my je  wychowamy, razem - Ochłonąłem. Mięśnie choć wciąż napięte lekko sie rozluźniły. Potrzebowała wsparcia, miała tylko mnie. Bez żadnego więcej słowa wziąłem ją w ramiona.

- Będzie dobrze, damy sobie radę. - Zatrzymałem sie przełykając ślinę. Delikatnie głaskałem ją po ramieniu. W końcu zwróciłem sie w jej stronę.

-Wrócisz do mnie?- Szepnąłem składając małe muśnięcie na jej czole. Dziewczyna zaszlochała, biorąc moją dłoń.

- Kocham Cię tak strasznie. Chcę z tobą być- Wydukała między jednym a drugim pociągnięciem nosem.

- Ja was też kocham. Teraz jesteście dla mnie całym światem- Od razu czułem panikę lecz mimowolnie uśmiechnąłem się na samą myśl tego jak za parę miesięcy zostanę ojcem. Vanessa spojrzała mi w oczy co odwzajemniłem, jedną z dłoni położyłem na jej brzuchu a drugą na jej szyi. Pochyliłem się złączając nasze usta w pocałunku, pocałunku pełnego miłości i delikatności. Nie minęła nawet chwila a nasze usta zaczęły pragnąć siebie jeszcze bardziej, przeradzając pocałunek w namiętny. Po chwili leżeliśmy w łóżku. Pochylałem się nad Nessy w dalszym ciągu walcząc o dominacje z jej językiem. Z pomocą Van zdjąłem z siebie bluzkę i spodnie, oczywiście zdjąłem z Van także bluzkę. Kiedy już miało dojść do czegoś poważniejszego do pokoju wparował Ryan z Chrisem. Van w szybkim tempie założyła swoją koszulkę, i nie przejmując się naszymi spojrzeniami uciekła do łazienki ze stanikiem i spodniami w ręku.

- Nie macie kiedy przychodzić? Tylko w takich chwilach..- Warknąłem z uśmiechem szczęścia. Chłopacy spojrzeli na mnie szczerząc się głupio.

- Wróciliście do siebie! Mówiłem! Chris wisisz mi 100 dolców- Krzyknął Ryan klepiąc Christiana po plecach. Spojrzałem na nich kręcąc głową z rozbawieniem. Zszedłem z chłopakami do kuchni gdzie siedziała Van z Lauren i Lilly. Podszedłem do Nessy przytulając się do jej pleców.

- Wiesz o co ci idioci się założyli?- Zaśmiałem się kładąc dłonie na brzuchu mojej dziewczyny.

- O co?

- Założyli się o 100 dolarów że do siebie wrócimy- Złożyłem pocałunek na jej szyi, patrząc dalej z rozbawieniem na chłopaków.

- Kretyni!- Krzyknęła Van po czym rozbawiona dodała: - Tak tanio nas cenicie? - Wszyscy zaśmialiśmy się głośno.

- Właśnie! Musimy wam coś powiedzieć- Spojrzałem porozumiewawczo na Van na co ta skinęła. Lekko sie spięła zauważyłem to ale gdy wzięła głęboki oddech te trzy słowa same wyleciały jej z ust.

- Jestem w ciąży- Szepnęła prawie nie słyszalnie, ale jednak wszyscy ją usłyszeli. Dziewczyna niemal od razu spojrzała na mnie.

- Ja będę chrzestnym!- Pisnął Ryan co złagodziło chyba szok reszty.

- Ja chrzestną- Dodała po chwili Lily na co zachichotaliśmy.

- To będzie chłopak! Na pewno- Oznajmił dumnie Ry

- Nic z tego. To będzie dziewczyna!- Oburzyła się Lauren. Vanessa przytaknęła z uśmiechem gładząc swój jeszcze płaski brzuszek..

____________________________________________________________________________

Hejoo <3
Wróciłyśmy z następnym rozdziałem, jest on przesłodki, naszym zdaniem ;)

Mamy nadzieje że rozdzaił wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3

JESSICA. IZA


piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 15

Minęło 20 minut, a ja wciąż bałam się spojrzeć na wynik testu. Byłam cholernie przerażona tym co może się zaraz okazać. Jeżeli jestem w ciąży to muszę nie tylko zacząć o siebie dbać ale także muszę powiedzieć to Justinowi co nie należy do łatwych.

- Van! Już?- Zapytała przyjaciółka zza drzwi.

- Już chwila- Odpowiedziałam drżącą dłonią sięgając po test. Policzyłam do pięciu po czym spojrzałam na wynik. DWIE KRESKI. Wynik pozytywny, ciąża. Moje oczy zaszły łzami. Zaszłam w ciąże z moim bratem, ale także miłością mojego życia.

Wstałam, szybko wrzucając test do śmietnika tuż obok toalety. Wytarłam swoje oczy wychodząc z łazienki. Lauren już wiedziała co jest grane kiedy wyszłam zapłakana. Nie pytając o nic po prostu mnie przytuliła.

- Będzie dobrze Nessy - Wyszeptała gładząc mnie po włosach.

- On nie może się o niczym dowiedzieć. Obiecaj mi że mu nie powiesz!- Wyszeptałam panicznie

- Vanessa ja i tak nie miałabym prawa mu o tym powiedzieć, musi sie dowiedzieć tego z Twoich ust. Nie możesz tego ukrywać przed nim. Będziesz musiała mu o tym powiedzieć prędzej czy później.

- Ja wiem.. Powiem mu, ale nie teraz - Odpowiedziałam niepewnie. Lauren tylko skinęła głową.

- Uśmiechnij się Nessy, jesteś w ciąży kochanie. Wiesz pieluchy i te sprawy, to wszystko ciężka robota, ale te maluchy takie słodkie.- Zaśmiała się a ja jej zawtórowałam.

- Pójdę wziąć prysznic i się ubiorę a ty jak możesz zejdź na dół i powiedz Ryanowi że nie jestem w ciąży- Poprosiłam po czym poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic po czym UBRAŁAM SIĘ, włosy splotłam w warkocz i zeszłam na dół.

- Chciałabym pojechać do marketu po jakieś zakupy, pojedziesz ze mną  Lau?- Zapytałam na co ta skinęła.

- Weźcie kluczę laski ja jadę do Jaya i wrócimy dopiero o 15 także fajnie byłoby gdybyście już były - Uśmiechnął się w naszą stronę. Lauren pożegnała Ryana pocałunkiem po czym razem poszłyśmy do samochodu. Lauren prowadziła więc szybko dotarłyśmy do marketu.

Pojechałyśmy kawałek za miasto żeby nie było prawdopodobieństwa że spotkamy kogoś znajomego . Kiedy byłyśmy już w markecie, zaczęłyśmy brać potrzebne jedzenie do wózka.

- Lauren weź nutelle- Poprosiłam sięgając po żelki. Szłyśmy razem z Lauren już do kasy, kiedy zobaczyłam moja mamę miedzy regałami.  Była blada i wyglądała na smutną,  lecz stała za rękę z jakimś mężczyzna.  Moje oczy zaszły łzami.

- Chce iść do samochodu - Wyszeptałam nie patrząc na Lauren,  choć wiedziałam że ona zdarzyła zauważyć dlaczego nagle stałam sie smutna.  Wzięłam kluczyki do ręki wychodząc szybkim tempem ze sklepu. Usiadłam w samochodzie zanosząc sie płaczem.

Wszystko jest nie tak. Gdy ją zobaczyłam zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo za nią tęsknie. Nie mogę sie do niej przytulić, wyżalić, tak jak kiedyś. Najgorsze było to że nie miałam pojęcia ile to jeszcze potrwa, ile jeszcze będziemy musieli sie ukrywać z dala od wszystkich. Otarłam wszystkie łzy gdy zobaczyłam Lau zbliżającą sie do auta.

Nie mogłam wiecznie sie mazać, nie chciałam by ktoś sie nade mną litował. Wpakowała zakupy na tylne siedzenia i bez słowa usiadła na miejscu kierowcy. Gdy dotarliśmy do domu miałam nadzieje że chłopaków jeszcze nie będzie. Jednak gdy tylko przekroczyłyśmy próg domu zauważyłam ich buty byle jak rzucone w wejściu. Od razu sie spięłam. Nie byłam jeszcze gotowa by to wszystko teraz powiedzieć.

- Chodź, wypakujemy to - Lauren odezwała sie widząc moją minę. Skinęłam głową ruszając z nią do kuchni. Justina nie było na dole, za to Ryan tylko czekał pewnie na to aż wrócimy.

- Nareszcie, głodny jestem - Wybuchnął gdy nas tylko zobaczył. Odpowiedziałyśmy mu lekkim chichotem. Z mojej strony sztucznym.

- Za chwile coś przygotuje - Lau wyciągał po kolei rzeczy z siatek.

- Umm, gdzie jest Justin? - Spytałam spuszczając wzrok. Chwyciłam sie kurczowo blatu. Słabo mi sie zrobiło. Opanowałam to jednak przygryzając wargę.

- Na górze, wołałem go, ale nie chciał zejść, nie wiem co jest grane - Bez słowa odwróciłam sie idąc w stronę schodów. Na razie mu nie powiem, musiałam to sobie wszystko dokładnie przemyśleć. Z każdym kolejnym stopniem czułam sie coraz gorzej.

 Jak sie zachowam jak go zobaczę? Będzie uśmiechnięty, szczęśliwy, nie będzie miał o niczym pojęcia, nie będzie wiedział że teraz jego życie sie zupełnie zmieni. Nie było to moją winą, ale tak sie czułam, czułam sie winna. Mogę to jeszcze naprawić, mogę sprawić że wszystko będzie tak jak zawsze...usuwając ciąże. Nigdy sama z siebie bym tego nie zrobiła, lecz gdy ma od tego zależeć to czy stracę na zawsze Justina, byłabym do tego zdolna.

Stanęłam przed drzwiami naszej sypialni, domyślałam sie że tam jest, czułam to. Biorąc głęboki oddech starałam sie uśmiechnąć by nie wzbudzać podejrzeń. Lekko pchnęłam drzwi wchodząc do środka.

- Justi...- Przerwałam gdy go zobaczyłam. Mój żołądek boleśnie sie skręcił. Otworzyłam bezwiednie usta nie wiedząc zupełnie co powiedzieć.

Chłopak siedział na łóżku trzymając w ręce test ciążowy. Mimo że nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy to wiedziałam że jest zły. Świadczyły o tym palce zaciśnięte na małym przedmiocie. Zrobiłam krok w przód, on natomiast nie poruszył sie nawet o centymetr. To nie tak miało to wyglądać, nie tak miał sie dowiedzieć.

- Nie wierze - Te dwa słowa wypowiedziane przez niego przerwały panującą cisze. Na moim ciele zagościły ciarki. Nieoczekiwanie podniósł głowę. Nie płakał, nie był smutny, przejęty czy wściekły. Był obojętny, a to zabolało najbardziej...

______________________________________

Hejoo 
I jednak Vanessa jest w ciąży ;) 
Jak myślicie, jak zareaguje na to wszystko Justin? 

Mamy nadzieje że rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzach <3

JESSICA.IZA

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 14

-Co? Nie możesz tego skończyć tak po prostu! Kochanie nie rób tego.. proszę..Ja.. Ja cię kocham -Powiedział smutno próbując mnie jakoś przekonać do zmiany wyboru.

-Justin.. Nie utrudniaj mi tego. Tak będzie lepiej- Wydukałam ocierając łzy z policzków.

-Dla kogo lepiej?!-Krzyknął na co wzdrygnęłam- Przeszliśmy razem tak dużo a ty przez jedną nic nie znaczącą zdradę chcesz to wszystko nad czym pracowaliśmy zakończyć?- Wysyczał ciągnąc za końcówki swoich ułożonych włosów.

-Tak.. Właśnie tego chcę. Łączą nas tylko geny, nic więcej- Powiedziałam powtarzając swoje poprzednie słowa.

- Tak się nie da.. Vanessa... Ja byłem w tobie i uprawialiśmy seks. Kocham Cię i wiem że ty mnie też.. Nie możesz teraz odejść- Spróbował położyć rękę na moim udzie ale szybko zareagowałam zrzucając ją ze swojego ciała. Miał racje. Kocham go i na pewno o nim nie zapomnę, ale to co on zrobił nie pozwoli mi być z nim. Zranił mnie tak cholernie mocno mnie zranił. Potrzebuje czasu dla siebie. Chce pomyśleć czy dam radę z nim być.

-Wyjdź stąd proszę. Zostaw mnie samą- Wyszeptałam cicho pociągając przy tym nosem.

-To znaczy, że chcesz wrócić do rodziców?-Mruknął wycierając łzy ze swoich policzków. Odwróciłam wzrok, żebym nie musiała patrzeć na to jak ranie miłość mojego życia.

-Ja.. Nie wiem. To trudne

-Przestać Van! Musisz w końcu powiedzieć czego tak naprawdę chcesz! Nie możesz ciągle się nad wszystkim zastanawiać.- Ryknął a jego oczy pociemniały. Nienawidziłam jak podnosił na mnie głos, nieprzyjemne ciarki zagościły na moich plecach.

- Nawet nie wiesz jak to jest dla mnie trudne - Nie poznawałam własnego głosu. Zakryłam rekami twarz czując jak po moich policzkach w każdej chwili może popłynąć wodospad łez.

-Nie pozwalam Ci odejść, nie możesz mnie tak zostawić - Przybliżył sie do mnie na prawdę blisko. Chwycił za mój podbródek zmuszając bym ponownie na niego spojrzała. Wpatrywał sie we mnie już po chwili łącząc nasze usta w pocałunku. Tak trudno było się sprzeciwić,  ale nie mogłam mu na to pozwolić. Odepchnęłam go.

- Wyjdź Justin - Automatycznie spuściłam wzrok. Oblizałam usta, tak bardzo chciałam by ponownie jego wargi znalazły sie na moich, ale nie mogłam pozwolić na to by to się powtórzyło.

- Będziesz tego żałować!- Krzyknął zatrzaskując z hukiem drzwi od pokoju. Nie panowałam już nad sobą. Wybuchłam niepohamowanym  płaczem.

Dwa tygodnie później

Obudziłam się wcześnie, na zegarze widniała 6:25. Wstałam z łóżka idąc prosto do łazienki, weszłam do środka przeglądając się w lustrze. Miałam sine wory pod oczami, jak codziennie odkąd skończyłam związek z miłością mojego życia. Trudno było mi spać, nawet jeść bo wszystko co zjadłam zwracałam w toalecie. Tak było już od tygodnia, i naprawdę nie wiem co mogło by spowodować mdłości. 

Z Justinem nie rozmawiam, chłopak próbował parę razy ze mną rozmawiać ale każda rozmowa kończyła się na moim płaczu a jego wściekłości i trzaskaniu drzwiami. Jay prawie cały czas przesiaduje z Raynem w pracy. Zostaje po godzinach by wrócić do domu wtedy kiedy wszyscy domownicy śpią. Zeszłam na dół do kuchni gdzie był tylko Ryan i Lauren.

- To jak dziewczęta macie ochotę na płatki, czy może kanapki?- Zapytał Ryan uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Płatki- Odpowiedziałyśmy zgodnie na co dziewczyna zachichotała. Uśmiechnęłam się sztucznie choć dobrze wiedziałam że oboje moich przyjaciół wie że jestem załamana po stracie Justina.  Minęło kilka minut a ja poczułam zapach płatków które sprawiły u mnie mdłości. Nie zdążyłam wstać więc wymiotowałam na podłogę, tuż przed stołem.

- Van co ci jest?- Zapytał Ryan podchodząc do mnie i głaszcząc mnie po plecach. Lauren przytrzymała mi włosy dzięki czemu dziękowałam jej w myślach. Kiedy skończyłam pobiegłam do toalety się umyć. Wyszłam z  łazienki idąc z rolką ręcznika papierowego. Chciałam zacząć sprzątać ale Ry już zdążył zrobić to za mnie.

- Nie musiałeś.. Ale dziękuje- Wyszeptałam zawstydzona. Usiedliśmy w salonie na sofie kiedy niespodziewanie Lauren krzyknęła przerażona.

- Co się stało?

-Długo już masz te mdłości? I wymiotujesz?- Zapytała i nagle Ryan wytrzeszczył oczy. Pokiwałam zgodnie głową na co Lauren spojrzała na  mnie jakby analizowała to co jej właśnie powiedziałam.

- Jest możliwe że ty, że ty jesteś w ciąży?- Zapytała  na co spojrzałam na nią przerażona.

- Nie! Znaczy się.. Kochaliśmy się na Florydzie ale raz i w dodatku zabezpieczaliśmy się.. Na pewno nie..- Załkałam cicho chowając twarz w dłonie. Nie mogłam być w ciąży, nie teraz kiedy wszystko między mną a Justinem jest zakończone.

- Musisz zrobić test ciążowy - Powiedziała dziewczyna. Spojrzałam na nią z przerażeniem w oczach.

-Ryan zawieź mnie do apteki - Już po chwili zwróciła sie do chłopaka. Kiwnął głową ruszając do przedpokoju.

-Za chwile wracamy - Oboje opuścili dom. Zostałam zupełnie sama, ze swoimi wszystkimi myślami. Tak bardzo sie bałam. Świadomość ze w jednej chili wszystko może sie zmienić powodowała ze panika ogarniała cale moje ciało. Czułam ogromne mdłości ale nie miałam już czym wymiotować, mój organizm był bardzo osłabiony. Siedziałam jak na szpilkach, każda minuta ciągnęła sie w nieskończoność. Byłam przez ten czas jakby odłączona od rzeczywistości, dopiero głośny trzask drzwi mnie obudził. Widocznie straciłam poczucie czasu.

- Szybko, chodź ze mną - Lauren chwyciła mnie za rękę prowadząc po schodach. Słyszałam wszystko jakby przez mgłę, patrzyłam tylko przed siebie. Gdy weszłyśmy do łazienki usiadłam na zamkniętej klapie ubikacji.

- Możesz mnie zostawić na chwile - Szepnęłam w stronę dziewczyny. Nie miała pojęcia jak sie czuje w tej sytuacji ale w jej oczach widziałam jak bardzo starała sie to zrozumieć. Bez słowa wyszła zostawiając małe pudełko na pralce. Spojrzałam na nie, biorąc po chwili w dłonie. Moje życie jak i Justina zależało od wyniku tego testu...

____________________________________

Hejoo <3
Mamy kolejny rozdział, dzieje sie troszku xd 

Mamy nadzieje że wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3

JESSICA.IZA

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 13

Jeden chłopak.. cała noc płaczu. Czuje się źle, nawet bardzo źle. Jak on mógł?... Przecież zapewniał mnie że mnie kocha, że to ja jestem tą jedyną. Mówił że nie jestem jak jego poprzednie dziewczyny, że to ze mną chce spędzić resztę swojego życia. A teraz co? Sprawił że moje serce zostało wyrwane i rozgniecione na milion kawałków. Dalej musimy uciekać przed rodzicami, ale po co skoro Justin nic do mnie czuje? Udowodnił wczoraj, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu.

Godzina szósta wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie kanapa była pusta, ani śladu po Justinie. Czy mnie to dziwi? Chyba nie. Już mnie chyba nic nie może zdziwić. Kiedy zmierzałam do kuchni drzwi od łazienki otworzyły się i wyszedł ze środka ubrany już Justin. Po jego wyglądzie mogę stwierdzić że miał niezłego kaca. Jego blada w tamtej chwili cera wskazywała na to że nie spał przez resztę nocy. Co się dziwić. Przecież mógł być zajęty Nicole.. Albo może nie.

- Van..- Wyszeptał przeczesując swoje roztargane włosy. Podszedł do mnie łapiąc mnie w pasie. Wyrwałam się z jego uścisku wstawiając czajnik z wodą na kawę dla mnie.

- Przepraszam kochanie. Nie wiem dlaczego dałem się jej podejść.. Nie zrobiłbym tego gdybym był trzeźwy-Wydukał znów próbując mnie przytulić.

- A jednak pamiętasz- Wysyczałam czując jak zbierają mi się łzy pod powiekami.

- Jak mógłbym nie pamiętać największego błędu swojego życia..- Wypowiedział smutno na co pokiwałam z niedowierzaniem głową.

- Największego błędu życia?.. Dobre sobie- parsknęłam śmiechem. To nie był śmiech taki którego używałam na co dzień. To był bardziej smutny śmiech.

- Dobrze wiesz że nigdy w życiu nie zrobiłbym czegokolwiek co mogło by cię zranić- Wydukał kładąc głowę w zgięciu mojej szyi. Nie mogłam mu tego wybaczyć. Nie jestem gotowa by zapomnieć o tym co się stało wczoraj, to za wcześnie.

- Zacznij się pakować,  musimy stąd wyjechać najpóźniej za godzinę- Powiedziałam wymijając go z kubkiem w ręku. Skierowałam się do sypialni wyjmując od razu walizki z szafy. Wszystkie swoje ciuchy starannie włożyłam do walizek przy okazji wyjmując coś do ubrania na dziś.

UBRAŁAM SIĘ , po czym nałożyłam lekki makijaż. Nie starałam się wyglądać ładnie. Tym razem nie obchodził mnie mój wygląd, chciałam po prostu mieć tą podróż z głowy. Od samego rana bolała mnie głowa i czułam się źle. Dwa kubki kawy i tabletki przeciw bólowe trochę pomogły w uśmierzeniu bólu.
Zeszłam na dół ciągnąc po schodach dwie walizki. W kuchni siedział Justin rozmawiając przez telefon.  Chwile po zobaczeniu mnie rozłączył rozmowę i wstał dopijając swoją kawę.

- Jedziemy do Ryana. Nie będą spodziewali się nas w Kanadzie.- Powiedział podchodząc do mnie.

- Dobra.. Jedźmy już- Wyszeptałam biorąc walizki i szybkim tempem podchodząc do samochodu.

- Pomógłbym ci z bagażem- Chłopak powiedział kiedy jedna z walizek mi upadła. Myślał że jestem głupia i niesamodzielna, mylił się.

- Sama sobie dam doskonale radę- Wysyczałam podnosząc walizkę i wkładając ją do bagażnika. To samo zrobiłam także z drugą. Gotowa do podróży wsiadłam do samochodu kładąc poduszkę na zagłówku, Zniżyłam sobie fotel do pozycji w pół leżącej. Rozsiadłam się wygodnie odwracając się plecami do Justina. Nie chciałam z nim w tej chwili przebywać, ale co mogłam na to poradzić.

Justin

 Minęło paręnaście godzin jazdy. Do domu Ryana została może godzina lub dwie, a ja czułem że nie dam już rady, jednakże nie chciałem prosić Van o zmianę. Chciałem pokazać jej, że zrobiłbym dla niej wszystko. Wczoraj popełniłem najgorszy błąd swojego życia, naprawdę najgorszy. Nicole zapewne planowała to wszystko od dawna, a ja bardzo łatwo dałem się jej uwieść. Żałuje, że pozwoliłem omotać się tej suce i zarazem skrzywdzić najważniejszą osobę w moim życiu. Mam nadzieję, że kiedy będziemy już u Ryana jakoś znów zbliżymy się do siebie i Nessy wybaczy mi zdradę. Jeżeli chodzi o to co stało się zaraz po wybiegnięciu Van z salonu, to nie ma w ogóle mowy.

Od razu zrzuciłem z siebie Nicole ubierając koszulkę. Wyrzuciłem ją z domu wyzywając od najgorszych. Dziewczyna była wściekła ale to ja byłem o wiele gorzej rozwścieczony od niej. Oczywiście próbowała mnie jeszcze przekonać do tego byśmy dokończyli to co zaczęliśmy ale nie chciałem nawet jej słuchać. Po prostu wyrzuciłem ją za próg drzwi zostawiając jak psa.

Kiedy już dojechałem zauważyłem że Van śpi. Nie chciałem jej budzić dlatego wyjąłem najpierw walizki i podszedłem do drzwi dzwoniąc w nie. W progu pojawił się Ryan z Lauren a za ich plecami Chris.

- Dobrze cię znów widzieć Bro- Przywitali mnie chłopcy braterskim uściskiem.

- Was też miło widzieć. Hej Lauren- Uśmiechnąłem się delikatnie co dziewczyna od razu odwzajemniła.

- Gdzie masz Vanesse?- Zapytała na co wskazałem na samochód.

- Chłopacy weźcie walizki a ja wniosę Nessy- Poprosiłem kierując się w strone samochodu. Wziąłem dziewczynę na ręce idąc do domu. Van nie świadomie w trakcie snu ułożyła ręce na mojej szyi tuląc się do mnie. Delikatnie pocałowałem jej policzek wchodząc do środka.

- Połóż ją w mojej sypialni- Uśmiechnął się Ryan. Tak jak chłopak powiedział tak też zrobiłem. Ułożyłem dziewczynę na łóżku przykrywając kołdrą.

- Kocham Cię skarbie. Słodkich snów- Wyszeptałem składając muśnięcie na jej ustach. Zszedłem na dół nalewając sobie coli do szklanki.

- Więc jak tam między wami?- Zapytał Chris popijając piwo.

- Jest źle.. Jestem strasznym chujem i dziwie się że Nessy jeszcze ze mną jest - Mruknąłem smutno. Chłopacy spojrzeli zdziwieni na mnie tak samo jak Lauren.

- Zdradziłem ją z siostrą Lily.. Byłem najebany a ta laska mnie wykorzystała. Od samego początku się do mnie próbowała dobrać.. Aż w końcu nie wiem dlaczego dałem się jej podejść..

- Jak mogłeś! Ty draniu!- Krzyknęła Lauren ale Ryan ją uciszył.

- Spokojnie kochanie- Powiedział Ry gładząc ją po kolanie. Spojrzałem na nich na co mój przyjaciel się uśmiechnął.

- Wy jesteście razem? Przecież jeszcze nie dawno się nienawidziliście- Zaśmiałem się. Chłopacy zaśmieli się ze mną kiedy dziewczyna zarumieniła się chowając twarz w klatkę piersiową Ryana.

-A ty Chris znalazłeś sobie kogoś?- Zapytałem na co wszyscy wybuchli śmiechem.

- Spotykałem się z Amandą od nas ze szkoły. Laska to świr!- prychnął. Kiedy już miałem ponownie się zaśmiać usłyszałem płacz Van. Wszyscy spojrzeli w stronę schodów. Podrapałem się po karku wstając. Poszedłem od razu do sypialni.

- Vanessa, co sie dzieje? - Podszedłem do łóżka kucając. Widziałem jej czerwoną twarz i lekko podpuchnięte oczy.

- Czym sobie zasłużyłam.. - Wymamrotała zakrywając dłońmi twarz. Wziąłem je delikatnie w swoje ręce opuszczając je. Serce mis ie krajało jak widziałem ja w takim stanie ale musiałem z nią porozmawiać prosto w oczy.

-Kochanie, spójrz na mnie - Przez chwile myślałem ze mnie nie usłyszała ale jednak krótką chwile później widziałem jej piękne brązowe tęczówki.

- Do niczego poważnego miedzy mną a Nicol nie doszło, te pocałunki nic nie znaczyły, przecież wiesz że nie potrafię panować nad sobą jak jestem pijany. Znasz mnie - Szeptałem nie ruszając sie ani na centymetr. Nadal trzymałem jej drobne dłonie.

- Justin..Ty też znasz mnie, wiesz że ja z natury wybaczam ludziom wszystkie krzywdy, ale jest jedna, po prostu nie wybaczalna, zdrada. Ja Ci już po prostu nie ufam. I posłuchaj mnie uważnie, jedyne co nas teraz łączy to geny..nic więcej..


_________________________________________________________________________________
HEEJ! <3
Macie więc nowy rozdział:) Niedługo wakacje i postaramy się dodawać więcej rozdziałów.
Prosimy także by wszystkie osoby które czytają ten rozdział skomentowały go na dole.
IZA.JESSICA
Do zobaczenia w następnym :)




niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 12

- Tyle ludzi w wodzie że nie można sie nawet ruszyć - Zaśmiał sie cicho Justin. Spojrzałam na niego przez ciemne okulary zaciskając wargi w cienką linie.

- Jak ja byłam przed chwilą to nie było takiego tłoku - Mruknęłam cicho, chyba tego nie usłyszał. Usiadł powoli obok mnie na swoim ręczniku. Kątem oka widziałam jak kropelki wody na jego ciele mieniły sie w słońcu. Specjalnie na chwile wszedł do wody by nie budzić podejrzeń. Starałam sie nie wybuchnąć,  trudno było zachowywać sie jakby nic sie nie stało.

- Gdzie jest Nicol?

- A od kiedy cie to interesuje? - Burknęłam ściskając w dłoniach piasek.

- Tak tylko pytam, spokojnie - Ściszył nieco swój głos.

- Poszła do baru - Przez cały następny czas panowała między nami cisza, nie miałam ochoty nawet jej przerywać. Zdecydowałam że w domu zacznę go wypytywać o wszystko. Słońce prażyło niemiłosiernie, nie dało sie wytrzymać tak gorącego klimatu. Postanowiliśmy powoli zbierać sie. Pakując wszystkie swoje rzeczy do torby jako pierwsza nie czekając na resztę ruszyłam do samochodu.

***
Odświeżona  i przebrana zeszłam na dół. Przez ten czas starałam sie pozbierać wszystkie myśli, ułożyć jakieś sensowne zdania. Od razu spostrzegłam jak siedział na kanapie wlepiając wzrok w telefon. Nawet nie zauważył że weszłam do pokoju. Opierając sie o ścianę skrzyżowałam ręce na piersi uporczywie na  niego patrząc. Dopiero po dłuższej chwili raczył spojrzeć na mnie. Zacisnęłam mocniej pięści. Wstał z miejsca. Nie mogłam dać mu sie znowu udobruchać, teraz już nie było zabawy.

- Wiem o wszystkim - Zaczęłam prostując sie. Mały uśmiech zniknął z jego twarzy tak samo szybko jak sie pojawił. Światło które biło od włączonego telewizora, oświetlało rysy jego twarzy. Stanął w miejscu, był tak samo spięty jak ja. Widziałam to po rękach które sztywno zawisły za jego plecami.

- Nie wiem o czym mówisz - Odpowiedział szybko. Moje usta lekko sie rozchyliły. Nie mogłam uwierzyć ze jeszcze był zdolny do tego by mnie okłamywać.

- Justin... - Nie odrywałam wzroku od jego powiększonych źrenic. Jego oczy już ie były wyjątkowo brązowe jak zawsze, teraz pokrywała je czerń.

- Widziałam was - W moim głosie nie było już gniewu, tylko smutek. Smutek że jednak nie jesteśmy ze sobą szczerzy, ze jednak nie mówimy sobie wszystkiego. Zbladł.

- Śledziłaś mnie?! - Jego głos gwałtownie stał ie głośniejszy. Nie spodziewając sie tego odskoczyłam uderzając plecami o ścianę.

- Ja...

- Nie ufasz mi?- Zacisnął szczękę. Nie poruszył sie nawet o centymetr. Przymknęłam lekko powieki.

- A tobie w ogóle można ufać?! - Wyrzuciłam sie z siebie. Zamilkł na chwile.

- moje sprawy nie powinny cie interesować, sam sobie mogę doskonale poradzić!

- Sam?! To po co chciałeś żebyśmy byli razem, taki niby czuły byłeś, że najważniejsza jestem, po prostu jesteś cholernym kłamcą! - Chciałam go wyminąć lecz chwycił mnie za ramie. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wyszarpałam się z jego uścisku.

- Nie dotykaj mnie!- Krzyknęłam mu prosto w twarz.

 - Daj spokój! Mam wszystko pod kontrolą.- Odpowiedział unosząc ręce w geście obronnym.

- Co masz pod kontrolą? Masz z tym skończyć! Teraz ! Oni są niebezpieczni!- Sapnęłam.

- Kurwa! Nessy! Mówię ci że mam wszystko pod kontrolą? Będzie dobrze tylko mi do chuja zaufaj!- Krzyknął

- Daj sobie spokój! Zawsze pakujesz się w jakieś gówno!- Krzyknęłam kiedy chciał mnie ponownie złapać.
Nagle moje serce w jednej chwili stanęło gdy ujrzałam na ekranie telewizora, na którym widniały moje i Justina zdjęcia.
 Podbiegłam do pilota pogłaśniając.

'' Wiadomość z ostatniej chwili- Powiedziała redaktorka a na ekranie pokazały się nasze zdjęcia.
 Justin i Vanessa Bieber zaginęli. Rodzice twierdzą że uciekli ponieważ nie potrafili dopasować sie do otoczenia. Matka jak i ojciec twierdzą także że uciekli oni z Kalifornii.
Ktokolwiek widział tę parę nastolatków proszony jest o zatelefonowanie na naszą linie.- Powiedziała kończąc tym samym swoją informację.''

Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, mój wzrok ani na chwile nie odrywał sie od telewizora. Złość zaczęła wewnątrz mnie buzować. W końcu wybuchłam.

- Nadal twierdzisz że masz wszystko pod kontrolą?- Krzyknęłam sfrustrowana. Chłopak rzucił pustym już kubkiem o ścianę. Widziałam furie w jego oczach.

- Na co czekasz?! Pakuj sie kurwa, jutro z samego rana wyjeżdżamy!

Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, lekko skinęłam głową opuszczając pokój. Ruszyłam do sypialni. Biorąc głęboki wdech wzięłam do rąk leginsy i bluzkę która odsłaniała mój pępek. Nieco chwiejnym krokiem pokierowałam się do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Miałam ochotę rzucić tym wszystkim, upaść na kolana i wykrzyczeć wszystko to co leżało mi na sercu. Pozostawiłam tą myśl jedynie moim marzeniem. Powoli podeszłam do wanny puszczając wodę, odłożyłam ciuchy na blat. Rozebrałam się wchodząc do napełnionej już wanny. Ciężko dysząc oparłam głowę o ściankę wanny. Wierzchem dłoni otarłam wszystkie łzy widząc na dłoniach czarne plamy od tuszy których już po chwili nie było. Zamknęłam oczy pod wpływem przyjemności jaka mnie ogarnęła gdy gorąca woda ogarnęła moje ciało.

 Wiedziałam że nie będzie teraz łatwo. Policja zacznie nas szukać a my będziemy musieli się kryć i uważać by nikt nas nie rozpoznał. Najgorsze jest to że nie mam pojęcia czy nam sie to uda..

 Po kąpieli czułam sie bardziej opanowana, jakby woda zmyła ze mnie całą wściekłość. Wyszłam z wanny, wysuszyłam swoje ciało puszystym  ręcznikiem po czym ubrałam się we wcześniej wybrane ciuchy. Moje mokre włosy zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam po sobie porządek po czym wyszłam z łazienki. Spojrzałam na zegar który wskazywał godzinę 21:23.  Nie myśląc dłużej nad tą całą  sprawą położyłam się do łóżka. Nie zasnęłam od razu ponieważ nadal myślałam o Justinie. Nie przyszedł do mnie. Byłam pewna że chce zostać sam, z resztą i ja nie narzekałam na chwile samotności. W końcu zmęczona odpłynęłam w sen Morfeusza.


Justin

Kolejna pusta puszka piwa wylądowała obok pozostałych niedaleko stolika przy którym siedziałem. Tępo wlepiałem wzrok w telewizor nie skupiając sie w ogóle co na ekranie jest przedstawione. Zaciskając mocno pięści kierowałem sie wzrokiem do jeszcze nie otwartej puszki piwa. Sięgnąłem po nią. Charakterystyczny syk sygnalizował że piwo zostało otwarte. Przystawiając je sobie do ust, omal za jednym za machem nie wypiłem całej zawartości. Westchnąłem ciężko opierając głowę o zagłówek kanapy. Miałem ochotę roznieść cały dom, nie zostawić nic sprawnego, lecz nie mogłem sie ruszyć z miejsca. Czułem sie jakbym został tam przywiązany. Kolejna godzina minęła, ja wciąż nie przestawałem pić. Koiło to moje nerwy, chociaż w małym stopniu to zawsze jednak coś. Byłem oszołomiony, nie słyszałem telewizora, dlatego pewnie też nie zwróciłem uwagi że w drzwiach opierając sie o framugę stoi Nicol. Na śmierć zapomniałem że tego dnia zaproponowała by zostać z nami, bo w jej mieszkaniu nie ma nic do roboty. Zauważyłem uśmiech na jej twarzy, dziwny uśmiech. Zaczęła sie do mnie zbliżać. Kołysała zgrabnie biodrami w końcu stając przede mną. 

- Co ty robisz? - Jej głos jako jedyny dźwięk dotarł do moich uszu. Wpatrywałem sie w nią, w jej oczy, usta, kościste policzki. Na jej pytanie nie odpowiedziałem. Ona jednak usiadła tuż obok mnie. Jej koszula nocna podwinęła sie przez co mogłem zauważyć że nie ubierała na noc bielizny. Odruchowo odwróciłem wzrok ponownie wlepiając go w jasny ekran. W jednej chwili chwyciła mnie za podbródek, chcąc nei chcąc musiałem na nią spojrzeć. W jednej chwili, straciłem panowanie nad wszystkim, a jedyne co czułem to pustka, kompletnie nic, żalu, wyrzutów sumienia, podniecenia, niczego. Robiłem to co kazało mi moje ciało.

Vanessa

Dziek tłukącego sie szkła, głośny śmiech dwojga ludzi. Ocknęłam sie. Potarłam zmęczone oczy automatycznie spoglądając na mały zegarek który leżał na komodzie. 2.14.

- Kurwa - Warknęłam pod nosem odgarniając kołdrę z moich nóg. Stając na nogi rozciągałam sie leniwie.
Śmiechy nadal nie ustawały, ewidentnie dochodziły z dołu. Po chwili z wyrazem niepokoju na twarzy ruszyłam w stronę schodów. Z każdym schodkiem moje serce jakby biło szybciej, oddech stał sie płytki. Bose stopy wreszcie poczuły zimne panele małego przedpokoju prowadzącego do salonu jak i kuchni. Ciemność rozpraszało tylko światło z salonu. Głosy stały sie coraz głośniejsze. Zaspana, ruszyłam przed siebie.

Uczucie łamiącego sie serca uderzyło we mnie z tak dużą siłą że nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Moje ciało zostało sparaliżowane. W każdej chwili mogłam paść na ziemie lecz jakaś dziwna siła mnie podtrzymywała.

Najgorsze było to że mnie nawet nie zauważyli. Nie przerwali, dalej bawili sie w najlepsze.

-Justin - Nie poznawałam własnego głosu, nie wiedziałam co wyrażał, czy smutek, czy złość, a może to i to? W jednej chwili jego usta oderwały sie od nagiej klatki piersiowej Nicol która gdy tylko mnie spostrzegła zaśmiała sie gorzko nei schodząc ze stolika na którym siedziała. Zapomniałam jak sie oddycha. Patrzył na mnie, lecz ja nie mogłam znieść jego spojrzenia, było takie puste, takie obce.

Parę kroków w tył wystarczyło bym straciła równowagę. Poleciałam na zimne panele. Ta sama siła która trzymała mnie w pionie, ściągnęła mnie na sam dół. Cały świat mi sie zawalił. Nikt nie pomógł mi wstać, zostałam sama...

************************************
Heej <3
Macie rozdział, mamy nadzieje że wam sei spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <3


niedziela, 18 maja 2014

Rozdzaił 11

 słoneczne wpadały przez okno oświetlając moją twarz. Od razu zmarszczyłam brwi mocniej zaciskając swoje oczy. Przewróciłam głowę w  bok widząc nadal śpiącego Justina. Jego wargi były rozchylone, a przy panującej ciszy usłyszałam jego spokojny oddech. Delikatnie przejechałem kciukiem po jego policzku po chwili składając też malutkiego całusa. Kąciki jego ust się ruszyło przez co już wiedziałam że nie śpi.

- Dzień Dobry, kochanie - Odezwał się zachrypniętym głosem przeciągając się.

- Dzień Dobry - Uśmiechnęłam się naciągając kołdrę na swoje nadal nagie ciało. Chłopak niemalże od razu spojrzał na mnie kątem oka uśmiechając się cwanie.

- Co tam ukrywasz, hm? - Przewrócił się na bok przybliżając się do mnie.

- Nic - Przykryłam się jeszcze bardziej chcąc zasłonić rumieńce.

- Oj kotku, przecież już widziałem Cie całą i mam nadzieje ze nie był to ostatni raz - Zaśmiał się lekko, jego głos był łagodny choć kryło się w nim coś innego, dziwnego, nie mogłam rozpoznać co to było.Podniósł się na rękach przybliżając swoje usta do moich, złożył na nich delikatny pocałunek. Zawsze jednak delikatny i subtelny całus przemienia się w coś więcej. Nie zauważyłam nawet gdy jego ręce po raz kolejny zwiedzały każdą część mojego ciała.

- Justin - Udało mi się wymamrotać gdy jego pocałunki przeniosły się na szyje. Usiadł na mnie okrakiem przez co jego krocze smyrało mój brzuch. Zignorował mnie, nie przerywając ani na chwile.

- Justin - Powiedziałam nieco głośniej kładąc swoje dłonie na jego klatce piersiowej.

- Co się dzieje słoneczko ? - Między pocałunkami przez chwile spoglądał na mnie.

- Przestań - Starałam się by mój głos był stanowczy, lecz mając jego nagie ciało przed sobą, patrząc na nie trudno było się skupić na czymkolwiek.

- Ale dlacz... - Nie dokończył bo drzwi do pokoju otworzyły się uderzając o ścianę. Jednym ruchem zepchnęłam Justina z siebie przenosząc wzrok na drzwi. Serce waliło mi jak oszalałe, a od razu na policzkach pojawił się ognisty rumieniec. Nicol stała u progu spoglądając na całą sytuacje z otwartymi ustami. Nie postała sobie tak długo ponieważ już po chwili szybko wybiegła z pokoju. Przelotnie spojrzałam na leżącego zszokowanego Jaya. Zerwałam się z łóżka wbiegając do łazienki. Tu miałam chwile żeby pomyśleć nad tym co się własnie stało. Jak to teraz wytłumaczymy..

Justin

Zapinając ostatni guzik swojej koszuli w kratę wyszedłem z pomieszczenia. Powoli kierowałem się w stronę schodów. Byłem wkurzony, zdziwiony i przerażony. Wiedziałem że razem z Van będziemy musieli wszystko wytłumaczyć Nicole. Czy tego chciałem? Na pewno nie. Ale z drugiej strony miałem dość udawania że Nessy to tylko moja siostra. Zszedłem do salonu zauważając stojącą na środku pomieszczenia dziewczynę. Obejrzałem się i zobaczyłem, że za mną  powoli po schodach schodzi Vanessa. Kiedy stawiała krok krzywiła twarz z bólu. Kiedy zdałem sobie sprawę co ją boli i dlaczego, zarumieniłem się lekko. Wiedziałem że ten ból to ze względu na to co zrobiliśmy wczoraj. Zauważyłem że jej oczy są czerwone. Płakała. Podszedłem do niej przytulając ją. Dziewczyna zapłakała mi w ramie. wziąłem ją na ręce by nie musiała znosić tego bólu dłużej.  Nicole przyglądała się nam z nieukrywanym zdziwieniem. Usiadłem na kanapie z dziewczyną na swoich kolanach. Jej twarz była schowana w moim torsie a moja ręka gładziła jej plecy uspokajająco.

- Mogłabyś dać nam chwile?- Zapytałem Nicol na co przytaknęła i wyszła na taras zamykając za sobą drzwi.

- Co się stało kochanie? Dlaczego płaczesz?- Zapytałem zaniepokojony.

- Boli mnie- Wyszeptałam po czym dodała- Ona nas nakryła Justin. Ona zniszczy nas - Zaszlochała cicho.

- Kochanie będzie dobrze. Ból minie zobaczysz musisz się tylko przyzwyczaić do tego uczucia.

- Ale ona wszystko wygada. Oni nas znajdą i rozdzielą. Ja nie chce tego znowu przeżywać

- Ale kochanie.. Nikt nas nie znajdzie. Porozmawiamy zaraz z Nicole i wytłumaczymy jej wszystko. Zobaczysz będzie dobrze. Obiecuje że nikt nas nie rozdzieli.- Złapałem jej podbródek w dłonie i cmoknąłem jej usta patrząc jej głęboko w oczy.

- Obiecujesz?- Zapytała wycierając swoje łzy.

- Obiecuje Nessy.
Po chwili do pokoju wróciła Nicki. Usiadła na fotelu na przeciwko nas  ze srogą miną.

- Może wytłumaczycie mi o co tutaj do cholery chodzi?! Jesteście pieprzonym rodzeństwem to obrzydliwe- Wysyczała z niesmakiem.

Nessy wyglądała jak mała dziewczynka na dywaniku u dyrektora. Ja siedziałem wkurzony. Dlaczego?
To wcale nie jest obrzydliwe. To miłość.

- Zamknij  się!- Krzyknąłem na co wzdrygnęła.

- To co jest między mną a Van to miłość.

- Ale to co robiliście.. to jest obrzydliwe!

- Co jest obrzydliwe? Pieprzenie się?! Tak pierzyłem się ze swoją siostrą! Bo ją kocham! Nie udawaj takiej cnotki Nicole!- Ryknąłem oburzony na co Van wzdrygnęła. Delikatnie cmoknąłem jej czoło starając się ją uspokoić.

- Dlatego tutaj przyjechaliście? Lily wspominała coś że macie problem i musicie wyprowadzić się od rodziców.. ale żeby brat z siostrą.. To dziwne.

- Daj spokój do chuja! Wiem że jesteśmy rodzeństwem nie musisz nam tego przypominać co chwile. Po prostu się kochamy i już. Wyjechaliśmy żeby móc być razem- Odpowiedziałem szybko.

- Dlatego Vanessa była taka dziwna pierwszego dnia?- Zapytała na co skinąłem.

- Flirtowałaś z nim.. Nie mogliśmy powiedzieć ci że jesteśmy razem bo baliśmy się że wygadasz komuś- Odpowiedziała cicho Van.

- Nie wierze..Normalnie nie wierze - Westchnęła głośno przez chwile patrząc na nas z wyraźną odrazą któa malowała jej sie na twarzy. Zacisnąłem pieści by nie wybuchnąć ponownie. Miałem dość tego tłumaczenia sie, dlaczego właściwie to robiliśmy? To nasze życie i nikt nie powinien sie nim interesować.

- Idziemy na tą plaże? - Wreszcie odezwała sie Vanessa chcąc zakończył bardzo niezręczną cisze. Moje jak i spojrzenie Nicol od razu padło na nią. Pocierając swoje jeszcze czerwone oczy leciutko sie uśmiechnęła.

- Tak..chodźmy - Podniosłem sie powoli z miejsca kierując sie w stronę schodów.

***

- Na pewno wszystko dobrze? - Po raz kolejny spytałem Van widząc jaką trudność sprawia jej poruszanie sie. 

- Justin, dam rade, na prawdę - Uśmiechnęła sie do mnie delikatnie masując grymas na jej twarzy gdy stawiała kolejne kroki. Cały czas trzymając ją za rękę szliśmy za Nicol która szukała wolnego miejsca na plaży. Co chwile oglądała sie za siebie by na nas spojrzeć, cały czas widziałem w jej oczach odrazę, starałem sie ja ignorować. W końcu już po chwili doszliśmy pod niedaleko od wody w miejsca gdzie mogliśmy rozłożyć nasze ręczniki. Po lewej stronie można było zobaczyć bar z różnokolorowymi drinkami jak i małą knajpkę. 

Po chwil bezczynnego leżenia na słońcu podniosłem sie z miejsca. 

- Ide do wody, idziesz ze mną? - Zwróciłem sie do Nessy która już zaczynała przybierać nieco opalenizny. Od razu przeniosła na  mnie wzrok. 

- Nie, wole tu zostać - Przytaknąłem lekko. Powoli szedłem po gorącym piasku wprost do wody w której przebywało mnóstwo ludzi. Obejrzałem sie za siebie dostrzegając jak Nicol zaczęła rozmawiać z Vanessą. Chciałem sie wrócić, bo przecież nie mogłem jej tak samej zostawić, ale uniemożliwiły mi to para rąk szarpiąca moje ramie. 

- Idziemy - Usłyszałem warknięcie obok ucha i już wiedziałem do kogo ten głos należy. Nie opierałem sie bo wiedziałem że i tak nic nie wskóram. Spojrzałem tylko na nich. Widziałem wściekłość malującą sie na ich twarzach. Już po chwili dotarliśmy jak wcześniej wspomniałem do znajdującego sie blisko baru.

Vanessa

Nie miałam ochoty jej ponownie słuchać. Pewnie znowu chciała mi robić jakieś wyrzuty. Znudzona, obojętnie rozglądałam sie na wszystkie strony byle by tylko nie złapać kontaktu wzrokowego z Nicol. Spoglądałam na wszystkich odpoczywających ludzi w ogóle nie słuchając co dziewczyna ma mi do powiedzenia. Coś przykuło moją uwagę, raczej nie coś, tylko ktoś. Justin, razem z jakimiś facetami kierował sie do baru. Nie mogłam ich rozpoznać, widziałam tylko ich tył lecz ciało Jussa mogłam rozpoznać wszędzie. 

- Umm, Nicol ja chyba pójdę do wody, do Justina - Oznajmiłam nie odrywając wzroku od mężczyzn. 

- Taa, jasne - Mruknęła pod nosem. Wyminęłam ją ruszając za nimi. Zaciskając pieści starałam sie w miarę szybko do nich dotrzeć lecz ból w okolicy podbrzusza mi to uniemożliwiał. Starałam sie jak mogłam i dziękowałam Bogu że barek nie był daleko. Nie mogłam pozwolić na to by mnie zauważyli. Byłam bardzo ciekawa czego chcą od Justina. W co znowu sie wkopał. Opierając sie o ścianę budki doskonale mogłam ich usłyszeć, zobaczyć już nie za bardzo. 

- Nie mamy czasu żeby bawić sie w jakieś twoje gierki - Znajome głosy, słyszałam je, może i całkiem nie dawno. 

- Zawaliłem tamtą sprawę, wiem, ale to sie więcej nie powtórzy. 

- Wiemy że sie nie powtórzy, bo jeżeli popełnisz choćby najmniejszy błąd, nie tylko ty na tym ucierpisz, ale i ta twoja ślicznotka - To te typy których spotkaliśmy wczoraj. Już wszystko stało sie jasne. Justin dla nich pracował, roznosił narkotyki. Wpakował sie znowu w jakieś gówno i oczywiście ja muszę go z tego wyciągnąć..
__________ 
HEEJ!
 MACIE ROZDZIAL :>
KTO CHCE BYC INFORMOWANY O NKWYCH ROZDZIALACH? PODAJCIE SWOJE TWITTERY . JEZELI CHCECIE SKONTAKTOWAC SIE A UTORKAMI TO PISZCIE DO NAS NA TT @Jessibelieberjb