środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 18

- Nie wiem nawet jak możesz tutaj jeszcze być!-Krzyknął Justin na Lily. Byłam kompletnie zawiedziona na nią, za to co powiedziała. Już nie chodzi o samą próbę zabicia mojego dziecka, ale o to dlaczego to zrobiła.

- Justin..- Mruknęłam w stronę chłopaka. Spojrzał na mnie po raz pierwszy od czasu kiedy weszliśmy do domu. Kiedy mnie przytulił wyszeptałam

- Jestem zmęczona, moglibyśmy pójść do sypialni?

- Jasne. Idź do góry i przebierz się, a ja w tym czasie zrobię ci herbatę i przyniosę coś do jedzenia- Cmoknął mnie w czoło, po czym poszedł do kuchni. Żegnając się krótkim całusem w usta z Lauren i uściskiem z chłopakami udałam się na górę, gdzie umyłam się i założyłam na siebie króciutkie  czarne spodenki i do tego obcisłą bokserkę. Położyłam sie na łóżku.

Spojrzałam na swój brzuch. To strasznie dziwne uczucie mieć świadomość że właśnie dzięki tobie na świat przyjdzie kolejny człowiek. Dotknęłam go delikatnie podwijając bluzkę. Zauważyłam prawie niewidocznego jeszcze siniaka. Zamknęłam oczy opierając głowę o poduszkę. W tej samej chwili do pokoju wszedł Justin. Bez słowa postawił na komodzie obok jedzenie i parującą herbatę w dużym kubku. Nie zapytał jak sie czuje, nadal sie nie odzywał. Utrzymywaliśmy tylko w ciszy kontakt wzrokowy. Jego oczy przekazywały mi wiadomość że cierpi razem ze mną, że jest i więcej nie da mnie skrzywdzić.

- Połóż sie obok mnie - Odezwałam sie w końcu podnosząc sie nieco. Okrążając łóżko już po chwili materac ugiął sie lekko pod jego ciężarem. Z jednej strony czułam sie nieco nie swoje gdy nic nie mówił, z drugiej zaś nie miałam ochoty rozmawiać. Pocałował mnie. Nie spodziewanie. Przez pocałunek chciał wyrazić to co chciał mi powiedzieć, czułam to. Czułam troskę, czułość, ale też namiętność którą do mnie żywił. Nastrój tego pocałunku tak szybko sie zmieniał że ledwo odczytywałam każdą wiadomość jaką za sobą niósł. Zakończył sie czymś czego nie mogłam rozszyfrować, ale gdy spojrzałam Justinowi w oczy widziałam że chciał więcej, bardziej.

Wystarczyła chwila, w całym pomieszczeniu temperatura wzrosła, powietrze zgęstniało. Nie mogłam określić tego co czułam, to było zbyt szalone. Mimo że moje dłonie dotykały jego nagie ciało, jego stykało sie z moim, chciałam wciąż więcej. To była niesamowicie chora namiętność, która domaga sie więcej, głód którego nie da sie zaspokoić. Czułam jego oddech na moim ciele jak szybko wędrował od szyi do brzucha. Jego dłonie wplotły sie w moje włosy, szarpały za nie i nie sprawiało mi to bólu, wzniecało jeszcze bardziej nie tylko moje podniecenie, ale i jego. Położył mnie nagą pod sobą, w chwili gdy znalazł sie we mnie odprężyłam sie, chciałam żeby to trwało długo, nieskończenie długo.

 Byliśmy tylko my, nasza mała wieczność. Nie myślałam ani chwili o tym czy to złe, czy dobre, nie umiałam już tych rzeczy odróżnić. Gdy szeptał że mnie kocha nie czułam na tą myśl wstrętu jak inni ludzie, jak większość ludzi.

Ten raz był inny. Intensywniejszy, pozostawiający po sobie ślad. Razem, choć zmęczeni, zjedliśmy jedzenie które wciąż było na komodzie, popiliśmy zimną herbatą. Teraz patrzyłam na niego zupełnie inaczej, teraz widziałam tylko troskę, miłość i bezpieczeństwo. Tak szybko zmienia swoje oblicza. Moja głowa spoczywała na jego obojczyku, delikatnie smyrałam ledwie widoczne włosy na jego umięśnionym torsie. Był ideałem. Moim ideałem.

- Pojedziesz ze mną do apteki? - Mruknął w moje włosy.

- Musze kupić Ci potrzebne witaminy - Dodał. Podniosłam lekko głowę ponownie spoglądając na jego twarz.

- Daj mi chwile - Zeszłam z łóżka, wciąż naga weszłam do łazienki biorąc uprzednio pierwsze rzeczy jakie mi wpadły do ręki. Odświeżyłam sie. Po mnie wszedł Justin, zajęło mu to chwilkę. Nikogo nie było na dole, szybko ubierając buty niepostrzeżenie wyszliśmy z domu. Centrum, w tym apteka nie znajdowało sie daleko od domu w którym aktualnie mieszkaliśmy.

- Weź moje okulary i włóż, kaptur, nie mogą nas poznać - Podał mi okulary które od razu założyłam, zrobiłam jak kazał powoli wychodząc z auta. Oboje, skryci pod kapturami weszliśmy do małej apteki na rogu ulicy. W środku był mężczyzn, dwie kobiety i farmaceutki. Justin podał jednej z nich receptę po chwili płacąc za wypisane witaminy. Kierując sie do wyjścia zauważyłam kobietę, patrzyła na nas.. Zmarszczyłam brwi, nie mogłam uwierzyć. Nasza matka.

- Szybko wychodź - Zwróciłam sie do Jaya nie spuszczając wzroku z Pattie. Ona ruszyła w naszą stronę.

- Szybko - wybiegliśmy z budynku kierując sie do auta. Dopiero gdy wsiedliśmy zobaczyłam że i tak by nas nie złapała. Poruszała sie nienaturalnie wolno. Coś musiało jej być. Ruszyliśmy drogę. widziałam smutek w jej oczach. Wydawać by sie mogło ze chciała krzyknąć stop, ale nie była na tyle silna. W jednej chwili moje policzki pokryły łzy, gorzkie łzy, bo wiedziałam ze to przeze mnie, przez nas. Mojego płaczu nie zagłuszyło nawet grające radio, ani dźwięki z zewnątrz. Zakryłam rękami twarz, chciałam sie uspokoić ale to było tak bardzo trudne.

- Przestań - Obok przebił sie głos Justina. Cichy, łamiący sie głos, ten na który reagowałam większym szlochem.

- To nasza wina, to wszystko nasza wina. Nie chce już tak żyć, chce żeby było inaczej - Histerycznie próbowałam złapać oddech. Ocierałam mokre poliki. W głowie wciąż mi szumiało, nie czułam sie dobrze. Myślałam że jego odpowiedź będzie inna, pocieszająca, że powie że wszystko będzie w porządku, że z tego wyjdziemy, a jednak strasznie mnie zaskoczył.

- Też chce żeby było wszystko inaczej..

__________________________________
Hejoo <3

 Macie kolejny rozdział ;) 

Mamy nadzieje że wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzach 

JESSICA.IZA

5 komentarzy:

  1. Jejku oni są biedni :'( tak mi ich szkoda, ciekawa jestem co Justin miał na myśli

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co Justin ma na myśli,chyba nie żałuje związku z siostrą i jej nie zostawi.Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne!

    http://pokochaj-mnie-jeszcze-jeden-raz-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń