środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 3

Minęły dwa tygodnie, koszmarne dwa tygodnie. Jeremy po wielu próbach w końcu uwierzył w mój brak miłości co do Justina. Mogłam wychodzić z domu, lecz o wyznaczonej godzinie miałam być z powrotem, w tym czasie właśnie rozmawiam z Justinem. Ustaliliśmy że jutro był dzień w którym ucieknę wraz z Justinem na Florydę, Lily gdy dowiedziała się o ''uprowadzeniu mnie przez ojca'' od razu, bez żadnych zbędnych pytań zgodziła się byśmy zamieszkali w jej domku. Mamy pieniądze które powinny starczyć nam na co najmniej 3 miesiące. Gdy w końcu jednak skończą się środki do życia oboje będziemy zmuszeni by zacząć pracować. Każdy wie że nie będzie łatwo, ale damy rade. Przynajmniej tak mi się zdaje. Na razie chcę żyć chwilą, nie martwić się o to co będzie, korzystać z każdego dnia. Być szczęśliwą z Justinem, oddalić się od rodziców by nie zniszczyli tego co zdążyliśmy odbudować. Wszystko wreszcie zaczynało układać się po mojej myśli, miałam nadzieje że zostanie tak już bardzo długo.

Moje wszystkie rzeczy, a nie było ich dużo, spakowałam i dyskretnie torbę schowałam by Jeremy niczego nie zauważył. Tak strasznie nie mogłam się już doczekać by zobaczyć Justina, komunikowanie się przez telefon to nie to samo co spojrzenie sobie prosto w oczy. Jeżeli zostałabym w tym domu choć trochę dłużej, nie wiem czy bym wytrzymała psychicznie, jak i fizycznie. Nie poznawałam własnego ojca dla którego kiedyś byłam małą księżniczką, zmienił się nie do poznania. Przez chwile broniłam go twierdząc że tak wpływa na niego stres związany z rozwodem, ale to co on robił przechodziło najśmielsze oczekiwania. Doprowadził do tego że miejsce ''dom'' nie kojarzy mi się już  z bezpieczeństwem, rodzinną atmosferą, teraz to kojarzyło mi się z przemocą, niewolą. To ani trochę nie było normalne, w zasadzie teraz prawie nic w moim życiu nie było normalne. Nie chciałam martwić Justina, on niczego nie wiedział, bo niby po co, i tak niczego by nie zrobił. To piekło stało się moją jebaną rzeczywistością, ale nadszedł wreszcie czas by z tym skończyć, raz na zawsze. Wiedziałam że przy boku...brata, będę bezpieczna. Wiedziałam że on zapewni mi to czego potrzebuje, to czego w tamtej chwili rodzice nie mogli uczynić.

Rano jak zwykle zeszłam do kuchni, zrobiłam tosty po czym je zjadłam.
Cały dzień minął bardzo szybko. Z Justinem byłam umówiona na godzinę drugą w nocy dwie przecznice dalej, dla bezpieczeństwa żeby nikt nie widział jego samochodu.
Około drugiej Ubrałam Się. Spod materaca wyjęłam torbę włożyłam do niej jeszcze kosmetyki i ładowarkę do telefonu. Jak najciszej mogłam otworzyłam okno, torbę wyrzuciłam przez okno tak by spadła na trawnik, chwilę później i ja skoczyłam. Wylądowałam na nogach, szybko wzięłam torbę do ręki po czym biegłam w wyznaczone miejsce. Zauważyłam auto podjeżdżające pod uliczkę, drzwi się otworzyły a z niego wyszedł Justin. Stanęłam i nie wiedziałam co zrobić, chłopak spojrzał w moją stronę, moje oczy zalały się łzami. Najszybciej jak mogłam podbiegłam do niego i rzucając mały bagaż wskoczyłam na Justina mocno się w niego wtulając.

- Tak strasznie tęskniłam- Wyszlochałam nadal kurczowo trzymając jego szyje, napawałam się jego zapachem.

- Kochanie..Nie zrobił ci nic? Nie skrzywdził? Nie dotknął?- Zapytał na jednym wdechu

- Nie Jus, nic mi nie jest- Uśmiechnęłam się do niego, składając pocałunek na jego odkrytej skórze. Wiem że skłamałam, ale tak było lepiej, dla niego.

- Też tęskniłem, nawet nie wiesz jak bardzo- Wyszeptał tuż przy moim uchu po czym przygryzł jego płatek.
Obróciłam głowę patrząc mu prosto w oczy, to był ten moment najcudowniejszy w moim życiu, romantyczny ten który zapamiętam na długo.
Delikatnie ale i z namiętnością wpiłam się w jego usta. Jego słodkie i pulchne wargi dopełniały się nawzajem z moimi.

- Musimy już jechać, ale powtórzymy to jeszcze- Mrugnął do mnie zostawiając ostatni pocałunek.
Jay włożył moją torbę do bagażnika.
Oboje wsiedliśmy do samochodu, rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu a Justin odpalił samochód. Wreszcie moje zmartwienia już  mnie nie męczyły. Przy Jusie czułam się zupełnie bezpiecznie, tak beztrosko.Miałam nadzieje że to już będzie trwać na zawsze.

***

Jechaliśmy już piętnaście godzin, na zmianę. Raz ja prowadziłam raz on, nie chciałam go przemęczać. I tak miał dużo na głowie, ostatnimi czasy robił wszystko by tylko udało nam się uciec od rodziców. Prowadziłam samochód od czterech godzin, moje nadgarstki zdrętwiały.

- Justin- Wyszeptałam lekko go szturchając w ramię by się obudził

- Hmm?- Przekręcił się patrząc na mnie

- Zatrzymamy się zaraz na stacji, zatankuj samochód ja pójdę po kawę. Dobrze?- Zapytałam wysiadając z
samochodu

- Tak jasne - Mruknął przeciągając sie.
W szybkim tempie poszłam do toalety, załatwiłam swoją sprawę po czym poszłam do kawiarenki, kupiłam  dwa mrożone cappuccino. Z napojami w ręku skierowałam się do auta. Justin już siedział za kierownicą.

- Wyspałeś się?- Zapytałam dając mu kawę do ręki

- Nie martw się skarbie, jest dobrze, jestem gotowy kierować. Chyba że masz na myśli coś innego- Poruszył śmiesznie brwiami pochylając się nade mną.
Złączył nasze usta w słodkim i niewinnym pocałunku. Po chwili odsunęłam się lekko od niego.

- Na pewno nie tu - Zaśmiałam się w jego usta, jeszcze raz na malutki moment je złączyłam. Zamieniając sie z Justinem miejscami, mogłam wreszcie przez chwile odpocząć, ściszając grające radio położyłam się, by po chwili odpłynąć.

Justin

Uczucie że jest przy mnie uspokajała mnie, dawała poczucie że teraz cały mój świat jest obok mnie. Chwile po tym jak zasnęła mój telefon zawibrował w kieszeni, nie mogłem odebrać, lecz ktoś nie mógł odpuścić, cały czas patrząc na drogę, wyjąłem komórkę ze spodni przyjmując połączenie, przyłożyłem go do ucha. 

- Gdzie do kurwy nędzy jesteście !? - Warknął ktoś utrzymując swój ton głosu w krzyku. Od razu po moim ciele przebiegły dreszcze. Doskonale wiedziałem kto dzwonił, wcale nie miałem ochoty z nim rozmawiać. 

- Tam gdzie ani ty, ani matka nigdy już nas nie znajdziecie - Starałem się mówić łagodnym głosem, lecz z każdą chwilą robiłem się coraz bardziej wkurzony. 

- Zawracaj, przecież i tak wiesz że dopadnę cię prędzej czy później - Syknął, czkając. Ewidentnie nie był trzeźwy, przed moimi oczami już pojawił się obraz go chwiejącego się bez przerwy. 

- Odstaw alkohol, wtedy pogadamy - Nie drążąc już dalej w temat po prostu się rozłączyłem. Upewniając sie że wyciszyłem telefon ponownie schowałem go do kieszeni. Myśleć że ten człowiek zmienił się w tak krótkim czasie. Najbardziej boli mnie to że to Vanessa była na niego skazana, ona musiała znosić go na co dzień. Na Florydę przyjechać mieliśmy za parę godzin, ale ja mimo że niedawno spałem byłem strasznie wykończony. Póki nie byłem blisko Van nie mogłem zasnąć, tak było przez cały czas. Najlepszych wyborem w tamtej chwili był motel. To trochę opóźni nasz dojazd, ale najważniejsze jest byśmy się oboje wyspali. Do celu zostało nam jakieś 4 godziny. Nie miałem siły prowadzić, musiałem wziąć prysznic ochłodzić się i zrelaksować choć na chwilę. Musiałem nad wszystkim pomyśleć, w końcu jutro mieliśmy wkroczyć w prawdziwe życie, które ani trochę jak na razie nam sie nie uśmiechało.


1 komentarz: