czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 26

*MIESIĄC PÓŹNIEJ*
Minęło dokładnie 6 tygodni od narodzin Jaya i Amy. Nasze maleństwa rosną jak na drożdżach. Razem z Justinem spędzamy każdą chwilę razem zajmując się naszymi kruszynkami.  Z Pattie i Lucasem utrzymujemy bardzo dobry kontakt. Widujemy się praktycznie codziennie. Pattie zaakceptowała fakt iż jest babcią maleństw swoich dzieci i zajmuje się nimi z taką samą miłością  jak ja z Justinem. 

Około 8 zostałam obudzona przez płacz Amy. Wstałam podchodząc do łóżeczka z którego chwile później wyciągnęłam moją księżniczkę.

- Dlaczego płaczesz pączuszku?- Wyszeptał Justin stając za mną i głaszcząc malutką po policzku. 

- Muszę ją przewinąć, mógłbyś przynieść mi z łazienki mokre chusteczki?- Zapytałam na co chłopak pokiwał zgodnie głową.  Ułożyłam Amy na przewijaku  zdejmując z niej body i  brudną pieluszkę. Justin dał mi chusteczki i od razu zaczęłam wycierać brudną pupę mojej myszki. Amy tego strasznie nie lubiła więc  już po sekundzie jej oczy zalały łzy i zaczęła płakać.

- Już pączuszku cichutko- Wyszeptał Justin głaszcząc dziewczynkę po główce.  Kiedy wytarłam jej pupę posypałam ją pudrem na odparzenia i założyłam jej wielorazową pieluszkę w księżniczki. Justin wziął ode mnie dziecko i sprawnie położył ją do łóżeczka przykrywając kołderką.

- Śpij królewno dziś będziesz miała ciężki dzień- Wyszeptał kiedy ona zasypiała. Dokładnie dzisiaj o 12 mamy przyjść do lekarza by  mógł nam dać jakieś leki na kolkę u naszych kruszynek. Od tygodnia z Justinem mniej sypiamy przez to że maluchy kolkują. To strasznie męczące.

-Kochanie idź spać jeszcze a ja zrobię śniadanie- Wyszeptał Justin przytulając mnie.

- I tak już nie zasnę. Zajmę się prasowaniem ubranek bo ktoś to musi zrobić- Odpowiedziałam cichutko wzdychając przy tym.

- Mogę ci pomóc- Zaproponował ale zaprzeczyłam.

- Ja zrobię to dokładniej- Zachichotałam.

- Pójdę zrobić śniadanie chcesz herbatę czy kawę?

- Mocna czarna z cukrem- Szepnęłam marzycielsko. Teraz jedyne czego potrzebowałam to ogromnej dawki energii na dzisiejszy dzień. Chwilę później udałam się do łazienki gdzie umyłam się i umalowałam. UBRAŁAM SIĘ  po czym wzięłam ubranka dzieci i kiedy żelazko się nagrzało zaczęłam prasować a wyprasowane rzeczy składać.  Wyprane wielorazowe pieluszki starannie włożyłam do szafki i to samo zrobiłam z wyprasowanymi ubrankami. W między czasie zjadłam śniadanie z Justinem i Ryanem, który akurat był jeszcze w domu. Nim się obejrzałam była już 10. Wraz z Justinem udaliśmy się na górę pakując dzieci.

- Kochanie moglibyśmy dać maluchy mamie w weekend?- Zapytał Juss wyjmując różowy i szary kocyk z futerkiem.

 - Nie ma takiej mowy Justin, one są za małe poza tym wolę najpierw nabrać więcej zaufania do Pattie- Odpowiedziałam wkładając małą do nosidełka.

- Jesteś strasznie zmęczona i ja też padam z nóg moglibyśmy dać jej dzieci chociaż na jeden dzień żeby porządnie odpocząć.

- Chcesz to odpoczywaj ja nie mam zamiaru dawać ich mamie żeby mieć święty spokój..- Podniosłam głos po czym wzięłam oboje dzieci i zeszłam na dół.

- Kochanie przecież wiesz że kocham je najmocniej na świecie ale chcę spędzić trochę czasu z tobą sam na sam. Od kiedy nasze maluchy się urodziły rzadko kiedy możemy się przytulać nie wspominając już o całowaniu czy o seksie. Tęsknie za tobą- Jęknął przytulając mnie od tyłu. Westchnęłam obracając się w jego stronę.

- Ja też za tobą tęsknie ale musimy być odpowiedzialni. Zadzwonię dziś do mamy i umówię się z nią może weźmie maluchy na noc- Cmoknęłam jego polik po czym ruszyłam do samochodu gdzie wraz z Justinem włożyliśmy dzieci i zasłoniliśmy szyby żeby nie świeciło im po oczkach.

***
- Dzieci są zdrowe  i rozwijają się prawidłowo a więc wystarczy wykupić tę receptę i podawać codziennie przed porą spania- Powiedział lekarz kiedy ja uspokajałam synka. 

- No już ptysiu cichutko- Wyszeptałam kiedy synek jeszcze płakał. Justin trzymał Amy na rękach usypiając ją bo oboje z maluchów płakało na badaniach. 

- W takim razie dziękujemy. Jest tutaj na terenie szpitala może apteka?- Zapytał Justin kiedy wkładał małą do wózka.

- Tak na parterze od razu przy wyjściu- Odpowiedział lekarz. Wyszłam z sali z małym na rękach a Justin pchał wózek. Wykupiliśmy potrzebną receptę po czym udaliśmy się do mamy. Kiedy wracaliśmy zajechaliśmy jeszcze po zakupy do domu  i dopiero wtedy do mamy pojechaliśmy.

- Cześć Mamo- Krzyknęłam wchodząc do domu. Pattie  od razu nas przywitała i wzięła maluchy.

- I jak było u lekarza?- Zapytała bawiąc się z naszymi skarbami.

- Wszystko dobrze, wykupiliśmy receptę na kolkę więc powinniśmy się wyspać- Justin przeciągnął się chichocząc.- Mamo mogłabyś wziąć maluchy na noc jutro? Chciałbym wziąć  Vanessę i odpocząć z nią trochę- Dodał po chwili. Mama bez wahania się zgodziła. Więc mogliśmy ruszyć spokojnie do domu
__________________________________________________________________________________
HEJ
Wiem że rozdział jest krótki i bez sensu ale pisze na dwóch blogach sama bo Iza nie raczy zajrzeć.
Przykro mi że tak rzadko się udzielamy ale sama nie zdołam nic zrobić..
Do zobaczenia wkrótce.


czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 25

Obudziłam się rano kompletnie nie wypoczęta. W nocy obudziłam się 3 razy po to by nakarmić dzieci. Justin wstawał razem ze mną, choć nawet go nie budziłam i nie prosiłam o pomoc. Okazał się naprawde dojrzały i bardzo kochany.

- Długo nie śpisz?- Usłyszałam nagle głos Justina i odruchowo spojrzałam się w górę by ujrzeć jego twarz. Moja głowa nadal leżała na jego torsie ponieważ w ten sposób mogłam wsłuchiwać się w serce które bije tylko dla mnie i dla naszej rodziny.

- Chwilke, dopiero się obudziłam- Odpowiedziałam dając Justinowi buziaka na powitanie.  Po niedługiej chwili usłyszeliśmy pukanie a w drzwiach pojawił się Ryan

- Zrobiliśmy śniadanie  więc jak jesteście głodni to zejdźcie do nas gołąbeczki moje- Uśmiechnął się po czym   wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi.  Wstałam powoli z łóżka i udałam się do szafy. Wyciągnęłam z niej CIUCHY, I UBRAŁAM SIĘ. Włosy jednak zostawiłam rozpuszczone, w tym samym czasie Justin także SIĘ UBRAŁ. Jak zwykle wyglądał nienagannie pociągająco. Zeszliśmy na dół do kuchni witając się ze wszystkimi. Justin zrobił nam dwie mocne kawy, które wprost uwielbiałąm. Mocny zastrzyk energi. Usiedliśmy do stołu smarując nasze gofry dżemem.

- Jakieś plany na dzisiaj? Oprócz dzikich igraszek na górze, bo to już słyszeliśmy- Zaśmiał się  Chris na co wszyscy mu zawtórowali. Justin szczerzył sie jak głupi kiedy ja omal nie umarłąm ze wstydu. Zakryłam twarz włosami i wzięłam gryza mojego gofra. Nagle usłyszałam płacz dziecka. Odłożyłam jedzenie na talerz po czym wstałamz oczywiście za mną Justin. Poszliśmy do pokoju maluchów, które już zdążyły się obudzić i niemiłosiernie głośno płakać. Wzięłam zapłakanego Jay'a na ręce tuląc go do piersi.

- Już spokojnie mamusia z tatusiem tutaj są kochanie- Wyszeptałam bujając go delikatnie. Pieluszkę miał czystą więc szybko go nakarmiłam. Spojrzałam na Justina który chodził z małą po pokoju śpiewając jej cichutko jakąś kołyskę. Był taki słodki.

- Jesteś taki uroczy- Wyszeptałam na tyle cicho by nie obudzić żadnego z dzieci. Juss przestał na chwile śpiewać uśmiechając się do mnie.

- A ty jesteś strasznie piękna księżniczko- Odpowiedział podchodząc do mnie. Dał mi naszą maleńką kruszynkę a synka wziął na ręce i ułożył w łóżeczku.

- Wyciągnę ubranka na dzisiaj, myślisz że zwykłe body wystarczą czy wziąć coś cieplejszego?- Zapytał Justin patrząc na pogodę za oknem.

Ile jest stopni na słońcu?

- 30- Odpowiedział

- Ubierzemy im body ale na wszelki wypadek włożę do torby coś cieplejszego- Powiedziałam i spojrzałam na dziewczynkę która zasnęła przy mojej piersi. Zaśmiałam się cichutko głaszcząc ją po główce. Justin spojrzał na nią i uśmiechnął się ciepło po czym wziął ją na ręce cicho do niej szepcząc.

- Idź zjedz kochanie a ja w tym czasie wszytsko przygotuje na nasz wypad- Powiedział wyciągając z szafki ubranka.

- Dasz sobie radę? Możemy zjeść w drodze jak już dzieci będą spały w samochodzie, nie chcę zrzucać na ciebie tyle obowiązków, budzisz sie ze mną w nocy, przewijasz, cały czas uspokajasz, chce w tym uczestniczyć kochanie- Mruknęłam podchodząc do niego, założyłam dłonie na jego karku. Justin przyciągnął mnie do swojego ciała.

-Jestem twoim narzeczonym i ojcem twoich dzieci, dlatego moim obowiązkiem jest odciążyć cię od tych wszystkich rzeczy związanych z rodzicielstwem. Nic się nie stanie jak złożę te wózki  i przygotuję ubranka dla naszych maluszków- Uśmiechnął się delikatnie całując moje usta. Od razu zmiękłam pod wpływem jego dotyku.

- Dobrze ale pozwolisz że zrobię ci kawę  i wezmę dla ciebie gofry- Powiedziałam na co chłopak pokiwał głową. Dałam mu buziaka w policzek po czym zeszłam do kuchni.

-  Zabiegani rodzice- Zaśmiała się Lauren na co skinęłam biorąc łyka soku pomarańczowego.

- Nawet nie wiesz jak bardzo zmęczeni rodzice- Uśmiechnęłam się.

- Jakie to uczucie  zostać matką?- Po chwili zapytała Lily.

- Umm myślę że bardzo przyjemne mieć takie dwie cząstki ciebie i miłości twojego życia. Zbliżyliśmy się z Justinem do siebie bardzo kiedy zaszłam w ciąże. Wiesz teraz spędzamy ze sobą 24 na dobę ale myślę że nam to nie przeszkadza. Kiedy zostałam oficjalnie matką to jedyne o czym myślałam to o tym żeby chronić za wszelką cenę dzieci, nie liczyło się dla mnie to że ja mogę zostać bardzo pokrzywdzona, najważniejsze byłoby żeby dzieci były całe i zdrowe- Mruknęłam zajadając się moim śniadaniem.

-  To takie słodkie, Justin się tobą zajmuje i robi ci za ojca, brata i męża. Ryan dlaczego ty taki nie jesteś?- Pisnęła Lily na co się zaśmiałam.

- Może dlatego że  nie mamy dzieci o seksie nie wspominając- Odpowiedział śmiejąc się.

- Niestety muszę się z wami pożegnać, Jedziemy z Justinem do mamy  i jeszcze musimy ubrać i spakować dzieci- zakomunikowałam po czym odłożyłam naczynia do zmywarki i poszłam do chłopaka. Wózki były już złożone więc zostało nam ubranie i spakowanie dzieci.  Wzięłam biało fioletowe body na krótkim rękawku  i delikatnie ubrałam w nie Amy. Dziewczynka zaczęła otwierać swoje oczka  patrząc na mnie z uśmiechem. Justin ubrał Jay'a w  biało szare body też na krótkim rękawku i dał mu smoczek tym samym wkładając go także Amy.

- Kochanie będziesz odciągać mleko czy raczej nie?- Zapytał Justin wyciągając dwie butelki.

- Mogę odciągnąć- Odpowiedziałam po czym poszłam to zrobić. Kiedy już było wszystko gotowe dałam buteleczki Justinowi a ten włożył je do torby.

-Już chyba mamy wszystko- Powiedziałam na co Justin kiwnął głową. Nosidełka razem z dziećmi wylądowały na siedzeniach zaś wózki znalazły sie w bagażniku. Justin wsiadł do samochodu i napił się swojej kawy przy okazji przegryzając co gofrem.
Kiedy jechał co chwile obracałam się patrząc na maluchy czy się nie obudziły.

- Myślisz że będzie zadowolona że ją odwiedziliśmy? Wiesz ja się strasznie cieszę, że pomimo tego co nam razem z Jeremym wyrządziła  mogę ją odwiedzić i pokazać jej wnuki.

- Nessy nie wiem jak mama zareaguje na nasz widok, ale mam nadzieję że chociaż zgodzi się na rozmowę- Odpowiedział biorąc kolejnego łyka kawy.

- Kocham Cię Justin i dziękuję za to wszystko co robisz- Uśmiechnęłam się patrząc na mężczyznę skupionego na drodze.

- Ja ciebie też kocham Malutka. Nie masz za co mi dziękować, bo dzięki tobie nareszcie jestem szczęśliwy. Dałaś mi dwoje pięknych dzieci i obdarowałaś mnie i maluchy bezgraniczną miłością. Czego więcej można chcieć- Odpowiedział co chwile patrząc na mnie. Dałam mu szybkiego buziaka po czym z powrotem wróciłam do kontrolowania dzieci. Minęło góra 15 minut zanim zaparkowaliśmy na podjeździe. Stwierdziliśmy że najpierw zobaczymy czy  Mama jest w domu a jak będzie to weźmiemy maluchy. Z Justinem podeszliśmy do drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem, kurczowo trzymałam dłoń mojego chłopaka bojąc się. Nagle w drzwiach stanęła Mama, kiedy nas ujrzała pobladła.

- Vanessa..Justin- Mruknęła jakby próbowała przekonać samą siebie do tego co ujrzała. Nagle wtuliła się w nas płacząc. Odwzajemniliśmy jej uścisk uspokajając ją.

- Przyjechaliśmy Cię odwiedzić mamo, przy okazji chcemy ci  kogoś  przedstawić- Powiedział Justin po chwili ciszy. Uśmiechnęliśmy się.

- Tęskniłam za wami, bardzo was przepraszam za wszystko co wam zrobiłam- Z jej oczu poleciały łezki szczęścia.

- Nie jesteśmy źli. Teraz z Justinem chcemy być już szczęśliwi, dlatego przyjechaliśmy żeby porozmawiać- Wytarłam jej mokre policzki po czym wzięłam ją za rękę i razem w trójkę podeszliśmy do samochodu. Otworzyłam drzwi.

- Mamo, to są twoje wnuki- Powiedział Justin kiedy mama dopiero podeszła spojrzeć. Jej ręka zakryła jej usta  z jej ust wydobył się szloch.

-  Byłaś w ciąży? Wasze dzieci?- Zapytała jakby w szoku patrząc na maluchy i głaszcząc je po główkach.

- Tak. Urodziłam trzy tygodnie temu.

- Proszę wejdźcie do domu. Ja też mam wam kogoś do przedstawienia- Powiedziała po czym dała Justinowi wziąć nosidełka. Weszliśmy do domu wchodząc do salonu.

- Chcecie coś do picia albo do jedzenia bo właśnie byłam w trakcie robienia obiadu- Powiedziała mama.

- Zależy co zrobisz dobrego- Zaśmiał się Juss na co cicho zachichotałam kręcąc głową.

- Mam ziemniaki  pieczone z piersią kurczaka- Powiedziała wchodząc  na chwile do salonu.

- Ugh jasne że tak umieram z głodu, swoją drogą twoja córka mnie nie karmi- Zaśmiał się Justin na co go szturchnęłam.

- Nie wierz mu mamo on kłamie. Nagle do domu wszedł jakiś mężczyzna. Oboje z Justinem spojrzeliśmy na niego a później na mamę która od razu podeszła na faceta i się z nim przywitała buziakiem w usta.

- Lucas to są moje dzieci. Justin i Vanessa. A to jest Lucas mój przyszły mąż- Powiedziała na co spojrzałam na nią w szoku.

-Miło mi poznać- Uśmiechnęłam się ściskając jego dłoń.

- Chodźcie do stołu, obiad już gotowy- Powiedziała mama.

- Jasne, tylko zobaczę co z dziećmi a ty kochanie już idź jeść- Powiedział Justin na co skinęłam. Usiedliśmy przy stole rozmawiając na różne tematy. Justin po chwili dołączył do nas mówiąc że dzieci jeszcze śpią.
Lepiej być nie może. Od teraz mam mamę z którą od 2 lat prawie nie rozmawiałam.
______________________________________________________________________________
HEEJKA 
MAMY NOWY ROZDZIAŁ I MUSZĘ WAM POWIEDZIEĆ ŻE NIEDŁUGO KONIEC MOJE ANIOŁKI <3  ZOSTAŁO PARE ROZDZIAŁÓW.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 24


 Wszystko działo się tak szybko że nim się obejrzałam moja córeczka w nosidełku była już koło mnie. Wzięłam nosidełko sprawdzając czy nic nie stało się małej. Miała czerwoną rączkę, co mogło świadczyć o tym że ojciec mógł ją uderzyć lub upuścić.
Justin dalej okładał ojca pięściami a chłopacy mu w tym pomagali. Nagle warkot silnika i odgłos syreny policyjnej przykuły moją uwagę. Mała zaczęła płakać przez co Justin od razu spojrzał w naszą stronę. Stałam oszołomiona kiedy do domu nagle wbiegła policja a tuż za nią dziewczyna z dwojgiem dorosłych  zapewne to są jej rodzice.
- To on mnie zgwałcił!- Krzyknęła zapłakana wskazując  na ojca. Momentalnie zrobiło mi się słabo nogi się pode mną ugięły. Chris przytrzymał mnie bym nie upadła, delikatnie wtulił mnie w swój bok pocierając moje plecy.
- Kim Jesteście?- Zapytał policjant patrząc na naszą czwórkę. Justin podszedł do mnie biorąc ode mnie nosidełko  by mnie odciążyć.
- Justin Bieber, jestem jego synem a to jest moja narzeczona Vanessa i nasi przyjaciele. Ojciec porwał moją kobietę i dziecko.
- Vanessa czy wiesz coś na temat tego gwałtu jakiego dokonał się ojciec twojego chłopaka?- Zapytał patrząc jak jego koledzy skuwają Jeremiego i zabierają do radiowozu.
- Nie nic na ten temat mi nie wiadomo.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Dobrze. Dziękuje i do widzenia- Uśmiechnął się wychodząc. Otrząsnęłam się dopiero wtedy gdy usłyszałam głośny płacz  Amy, wtedy zdałam sobie sprawę z tego że to już koniec. Koniec tych cholernych problemów. Wzięłam od Justina małą siadając się na kanapie i wyciągając pierś. Mała zaczęła ssać dość zachłannie, była strasznie głodna. Spojrzałam na jej rączkę i ujrzałam że zaczerwienienie jeszcze nie zeszło.
-Justin.. Ona ma całą rączkę czerwoną- Powiedziałam kiedy chłopak zaglądał przez moje ramie muskając ustami moją szyje.
- Poczekamy z tym do wieczora jak nie zejdzie to pojedziemy na pogotowie- Wyszeptał  głaszcząc małą delikatnie po głowie.
- Tak bardzo za wami tęskniłem. Mam córeczkę taką piękną malutką cząsteczkę nas. -Powiedział delikatnie przytulając mnie. Mała była już najedzona więc z powrotem się ubrałam i dałam jej smoczka. Justin wziął małą usypiając ją. To był widok jaki pragnęłam ujrzeć. Kochanego mężczyznę z naszymi dziećmi.
- Jesteście gotowi by zakończyć to wszystko i zacząć od nowa bez problemów?- Zapytał Ryan uśmiechnięty patrząc na Justina i małą. Kiedy chłopak to powiedział spojrzeliśmy na siebie z Justinem uśmiechając się.
- W końcu- Zachichotał cicho Justin wkładając małą do nosidełka i przykrywając ją kocykiem.
-Jedźmy już do domu- Poprosiłam cicho.
***
- On jest taki cudowny- Zapłakałam BIORĄC SYNKA NA RĘCE. Był taki cudowny i malutki, jego oczy były duże i czekoladowe jak oczy jego tatusia a nosek miał zadarty bardziej po mnie. 

- Nawet nie wiesz jak trudno było mi bez ciebie- Powiedział Justin a jego oczy zaszły łzami.- Zupełnie nie wiedziałem jak mam się nim zająć, wszyscy codziennie przyjeżdżali by mi pomóc. Codziennie jeździłem do apteki po najlepsze mleko. Zamontowałem rolety w pokoju maluchów i zrobiłem ostatnie poprawki w łóżeczkach.
- Od teraz już będę karmić go piersią.- Szepnęłam cicho.- Jestem dumna z ciebie i dziękuję że pomimo wszystko znalazłeś mnie opiekowałeś się mną  w czasie ciąży, to dla mnie wiele znaczy. Naprawdę.- Skończyłam a w moich oczach pojawiły się łzy. Tak naprawdę o wiele więcej  mu zawdzięczam, ale mogłabym wymieniać  tak całą noc.
- Dobrze wiesz skarbie że tylko ty i dzieci teraz liczycie się dla mnie, chce zapewnić wam wszystko co najlepsze. Nie chce żeby nam czegoś brakowało. Teraz już będzie dobrze, nie będziesz musiała się bać że kiedyś ten koszmar wróci. Musimy ten rozdział zostawić za sobą, ten bydlak nigdy więcej nie stanie na naszej drodze. - Powiedział uśmiechając się w ten nieskazitelny sposób.  
- Pójdę położyć Jay'a do łóżeczka, za chwilę wrócę- Powiedziałam wstając powoli i idąc w stronę pokoju. Po cichu weszłam  kładąc synka do łóżeczka, przykryłam go kołderką i zerknęłam jeszcze na córeczkę by upewnić się czy na pewno śpi i nic jej nie jest. Zeszłam spokojnym krokiem do Justina kładąc się obok niego na łóżku. Wtuliłam się w jego bok składając muśnięcie na jego torsie. Zapach jego perfum i żelu pod prysznic  działał na mnie jak narkotyk. Justin powoli pochylił się i w subtelny sposób złączył nasze usta. Przywarł na mnie ale robił to tak delikatnie jakby bał się że może zrobić mi krzywdę. Jęknęłam cicho w usta chłopaka dając mu tym samym dostęp.  Nasze usta doskonale do siebie pasowały, dopełniały się nawzajem.
- Kiedy wracasz do pracy?- Zapytałam Cicho 
- Nie wiem mała, dopiero wróciłaś i w dodatku Amy i Jay potrzebują nas cały czas. Na razie mamy dużo pieniędzy i nie muszę pracować przez pewien okres.  Porozmawiam z Ryanem i może rozłoży mi tak godziny pracy bym mógł wychodzić po śniadaniu a wracać przed obiadem, by być z wami jak najwięcej bo nie chcę rzucać cię samą na głęboką wodę- Odpowiedział składając pocałunek na moim czole.
-Pojedziemy jutro do mamy?- Zapytałam na co Justin skinął głową uśmiechając się delikatnie. 

- Może weźmiemy relaksującą kąpiel we dwójkę?- Zaproponował przejeżdżając ręką przez moje plecy i łapiąc mnie za pośladki.
- Bardzo kusząca propozycja- Odpowiedziałam chichocząc cicho po czym i wpijając się w jego usta. 
- A może zamiast kąpieli zrobimy coś bardziej przyjemniejszego na czym oboje skorzystamy?- Zawisł nad moim ciałem   po czym zassał skórę na mojej szyi przez co jęknęłam cicho. 
-Kocham Cię- Szepnął kiedy obsypywał pocałunkami moje ciało.
- Ja ciebie też kocham- Odpowiedziałam zdejmując z siebie bluzkę i stanik.
Justin uśmiechnął się po czym zdjął moje leginsy, kiedy sam już był nago.  Jęczałam cicho pod nim kiedy jego usta kierowały się od pępka aż po piersi i ust. Wszystkie czynności wykonywał tak delikatnie jakby po raz pierwszy dotykał mnie w ten sposób.
- Powiedz jakby coś się działo, nie chcę sprawić ci bólu, Dobrze?- Mruknął i cmoknął mnie w nos. Delikatnie wszedł we mnie ruszając się na początku powoli. Było mi tak cholernie dobrze że nie byłam w stanie normalnie myśleć, poddałam się chwili i odrzuciłam od siebie wszystkie problemy.  Było nam tak cholernie  przyjemnie. 
- Jestem blisko Nessy-  Jęknął głośno  jeszcze bardziej mnie tym nakręcając. Wystarczyło tylko pare mocnych pchnięć byśmy razem doszli. Opadliśmy obok siebie na łóżku ciężko dysząc.
- O tak! Nie zapomnę tego seksu nigdy w życiu- Zachichotał na co mu zawtórowałam. Zamknęłam swoje oczy i zasnęłam.
_____________________________________________________
HEEEJ <3
WIEMY ŻE DAWNO NIE BYŁO ROZDZIAŁU I BARDZO PRZEPRASZAMY ALE OBIECUJEMY ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JESZCZE W TYM MIESIĄCU :)



niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 23

Nie umiałam zasnąć. Leżałam na łóżku patrząc się bezmyślnie w sufit.  Dlaczego te wszystkie problemy akurat uczepiły się mnie i Justina? Przecież nie robimy nic złego, dlaczego szczęście w tych czasach jest zakazane.. Nie rozumiem i pewnie nigdy tego nie rozumiem.

Była już chyba godzina 22  a ja  leżałam w łóżku, delikatnie głaszcząc dziecko po główce, czułam sie wtedy nieco lepiej. Nie żałuje tego że założyłam rodzinę z własnym bratem, nie żałuje żadnej minuty spędzonej z nim. Nigdy nie pomyślałam w w zły sposób o tych wszystkich zdarzeniach związanych ze mną i Justinem. Jestem dumna z tego że urodziłam dwójkę wymarzonych dzieci, ponieważ przyszły one na świat mimo tych wszystkich przeciwności losu.

Było już dość późno, byłam prawie pewna że Jeremy poszedł już spać. Wstałam z łóżka powoli  by nie obudzić Amy i po cichu podeszłam do torby, którą od razu  otworzyłam szukając telefonu. Już po krótkiej chwili urządzenie było w mojej dłoni. Zmartwiłam sie stanem baterii lecz większą uwage zwróciły  2 nowe wiadomości od Justina.

Od: Kochanie
Matko boska skarbie!  Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś, myślałem że  już nigdy nie odpiszesz.
Nie wiem co mam napisać.. tak cholernie źle się czuję.  Odpisz mi proszę, chcę wiedzieć co to ścierwo Ci robi. Nie pozwolę by stała wam się krzywda. Obiecuję Ci że wszystko będzie już dobrze ale musisz mi troszkę pomóc słoneczko.  Już za parę dni się spotkamy, zabierzemy się stąd razem z dziećmi  i będziemy wreszcie szczęśliwi, tym razem na pewno...
Odstresuj się choć na chwilę, pomyśl o nas, razem, mi ta myśl strasznie pomaga.
Kocham, Twój Justin

Wzruszyłam sie, co pokazała samotna łza spływająca po moim policzku. Położyłam telefon z powrotem do torby i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Jutro mu odpiszę -Pomyślałam po czym zamknęłam oczy wyobrażając sobie obraz jaki przedstawił mi mój narzeczony.

Noc jak zwykle była tak samo męcząca jak i dzień. Trzykrotne wstawanie do Amy wcale nie pozwalało mi w pełni wypocząć. Nie chcę przez to powiedzieć że mam dość tych nocnych pobudek, po prostu chciałabym się wyspać.

 Tym razem sama obudziłam się  dopiero o 10 co pozwoliło nacieszyć mi się moim 3 godzinnym snem. Nagle zdałam sobie sprawę że jest za cicho, nie słyszałam oddechu Amy. Szybko spojrzałam na łóżko i ujrzałam że nie ma mojej córeczki. Zerwałam się z łóżka jak poparzona nawet nie zwracając uwagi  na ból mojego ciała. Od razu zbiegłam na dół  i nikogo nie zastałam. Przeszukałam całe mieszkanie, ale nigdzie nie było Amy ani tego psychola. W tym ogromnym domu byłam tylko ja..

Opadłam na podłogę w swoim pokoju zanosząc sie płaczem paniki.

-Gdzie jest moje dziecko do cholery!-Krzyknęłam ciągnąc się za włosy. Wyciągnęłam telefon z torby po czym wybrałam numer do Justina. Ręce trzęsły mi sie jak nigdy.

-Halo- Usłyszałam zaspany głos Justina.

- Justin, on ją zabrał! Obudziłam się rano i zobaczyłam że jej nie ma! - Zapłakałam  głośno.

- Vanessa!

- Ten bydlak ją zabrał, Justin proszę uratuj ją! Jak jej się coś stanie nie daruje sobie tego!- Rozpłakałam się już do końca. Łzy moczyły mi koszulkę. Teraz najważniejsze było by moja córeczka wróciła do mnie cała i zdrowa.

- Jasna cholera!  - Krzyknął Juss  aż zadrżałam. - Powiedz mi gdzie jesteś. Przyjadę do Ciebie- Powiedział już nieco spokojniej.

- Jestem 20 km za miastem. Od razu jak zjedziesz z miasta w pra...- Bateria padła..Moja panika wzrosła. Na pewno wie gdzie to! Znajdzie mnie! Próbowałam przekonać samą siebie.

Wzięłam moją torbę spod łóżka po czym spakowałam moje ubrania.  Kiedy spakowałam rzeczy stanęłam przy oknie i patrzyłam czy może ujrzę samochód Jeremiego parkujący przed domem. Minęło może 15 minut a ja byłam cała zalana łzami. Wewnątrz mnie panował ogromny chaos, nie potrafiłam się uspokoić wiedząc że mojemu dziecku może stać się krzywda, a do tego nie wiadomo czy nadejdzie jakaś pomoc..

Modliłam się, by Amy wróciła do mnie jak najszybciej, czułam że zaraz nie wytrzymam. Przecież gdyby coś jej się stało bym sobie tego nigdy w życiu nie darowała. Moje rozmyślenia przerwał nagły warkot silnika. Spojrzałam przez okno i ujrzałam Justina wychodzącego z samochodu, za nim wysiedli również Ryan z Chrisem. Czułam ogromną ulgę, wiedziałam że da sobie rade.

 Zbiegłam na dół pełna szczęścia, mimo że moje biodra całe były w siniakach. Nie mówiąc już o twarzy. Otworzyłam drzwi od domu wtulając się w Justina, mój szloch był głośny, chwilami nie poznawałam swojego głosu.

- Zabrał ją. Chce moje dziecko z powrotem!-Zapłakałam pociągając nosem. Justin wziął mnie na ręce po czym wszedł ze mną do domu. Usiadł się ze mną na kolanach na kanapie i mocno przytulił.

-Cii..Spokojnie Van, musisz być silna. Obiecuję Ci że mała wróci cała i zdrowa tylko musisz się uspokoić- Wyszeptał mi do ucha gładząc moje plecy.

- No już słoneczko, proszę uspokój się..- Przetarłam załzawione oczy po czym mocno wpiłam się w usta Jaya. Chłopak oddał pocałunek wplątując dłonie w moje włosy.

- Tak bardzo tęskniłem- Wydyszał, ściskając mnie mocniej. Delikatnie uśmiechnęłam się poprzez łzy  po czym syknęłam głośno kiedy złapał za moje biodra. Chłopak niemal od razu odchylił materiał moich spodni patrząc na fioletowego siniaka. Złożył pocałunek na moim ramieniu gładząc delikatnie moje biodra.

-To nic, naprawdę- Starałam się go uspokoić, widziałam jak gniew czaił sie w jego oczach. Odepchnął mnie lekko, wstał i chodząc w kółko starał sie opanować wściekłość.

- Obiecuje Ci że on już nigdy nie zrobi Ci krzywdy- Wyszeptał klękając przede mną. Kiwnęłam głową na znak zgody po czym wstałam z kanapy idąc do kuchni. Nalałam wszystkim soku po czym usiedliśmy.

- Chcę żeby ona już wróciła- Łkałam cicho czując sie coraz gorzej- Tak strasznie sie martwię- Histeryzowałam  ale mimo wszystko starałam się wierzyć że dostanę moją kruszynkę z powrotem.

- Nie martw się Nessy, dostaniecie ją, myślę że nawet on nie jest w stanie zrobić jej krzywdy, to jego wnuczka- Powiedział Ryan na co Chris kiwnął głową.  Z każdą chwilą zaczynałam odłączać sie od świata, zagubiłam sie w swoich myślach. Obudził mnie dopiero naprawdę głośny trzask drzwi.

- Wrócił...

______________________________________

Hejoo <3 
Kolejny rozdział ;) 

Mamy nadzieje że wam sie spodoba i wyrazicie swoje opinie w komentarzu, to dla nas naprawdę ważne :*


piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 22

Notka pod rozdziałem, bardzo ważne ;*

Cztery dni, kiedy musiałam przebywać tak strasznie blisko Jeremiego.. W szpitalu kiedy tylko miałam szanse  wypełniając kartę moich dzieci napisałam szybko króciutką notatkę która mówiła że zostałam porwana, podałam numer Justina, żeby powiadomić go że został tu jego synek, miałam nadzieje że wszystko dobrze sie skończy, na co sie nie zapowiadało.

Tak strasznie się bałam o maluszka, ale także i o siebie. Jeremy jest nieobliczalny nigdy nie wiedziałam i do tej pory nie wiem czego mogłam sie po nim spodziewać. Nawet nie miałam czasu by cieszyć sie tym wszystkim, nie miałam czasu by spojrzeć na swoją córeczkę, wyszeptać jej imię. Wtedy przypomniałam sobie jak bardzo z Justinem kłóciliśmy sie o imiona dla tych szkrabów. Amy, zawsze marzyłam tym by dać tak mojej córce na imię. Justin natomiast uparł sie by chłopczyk, jego pierworodny syn nosił imię Jay. Tak było, tak strasznie sie bałam że to była ostatnia rzecz jaka mi będzie przypominać o Justinie.

Rano wstałam z łóżka choć nie miałam siły na nic, obolała, marzyłam tylko o tym by zostać na swoim miejscu i nigdze sie nie ruszać. Kiedy dojechaliśmy jak do domu Jeremiego zostałam pobita, czego od razu mogłam sie spodziewać. Uderzyłam o barierkę która prowadziła na pierwsze piętro domu, z czego powstał ogromny siniak na biodrze. Całą noc praktycznie przepłakałam bojąc się o życie moje i moich dzieci, przecież mój synek został w szpitalu, bez nikogo.. Tak strasznie pragnęłam tego by ktoś zadzwonił do Justina, o wszystkim mu powiedział...żeby nas uratował.

Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. W nocy 4 razy budziłam sie gdy malutka płakała.  Do tego wszystkiego w pobliżu nie było prawie nic co przydałoby się dla niej, Amy spała u mojego boku, nie chciałam jej opuszczać nawet na chwile.

Około 6 nad ranem kiedy w końcu udało mi sie usnąć na dłuższą chwile ponownie usłyszałam straszliwie głośny płacz dziecka.. Położyłam rękę do czoła wzdychając. Byłam wykończona. Z trudem wzięłam małą na ręce delikatnie, bojąc sie że zrobię jej krzywdę kołysałam ją nucąc cichutko kołysankę którą pamiętałam jeszcze z dzieciństwa.. Mając przy sobie taką małą istotkę czuło sie niesamowite szczęście i troskę. Teraz kiedy już zostałam matką odpowiadam nie tylko za swoje bezpieczeństwo ale i za bezpieczeństwo mojej rodziny. Wierzę, że niedługo uda mi się stąd uciec, na pewno. Justinowi sie uda po nas przyjechać, powtarzałam to sobie w głowie tak często by w końcu sprawić że zamieni sie to w prawdę.

W kącie pokoju, zauważyłam pieluszki, chociaż za tyle byłam wdzięczna, nie do końca wiedziałam jak mam ją przewinąć, ale udało mi sie.

Gdy zerkałam na Amy, ona jakby uśmiechała sie co dodawało mi tyle odwagi co nigdy. Kiedy nakarmiłam dziecko poczułam że ja też muszę coś zjeść, byłam nieco osłabiona. Zeszłam powoli na dół, dalej w ramionach kołysając niemowlę. Kiedy przekroczyłam próg kuchni Jeremy spojrzał na mnie z pode łba, tego sie najbardziej bałam. Odwróciłam szybko wzrok podchodząc do lodówki, lęk z każdą chwilą we mnie wzrastał.

-Daj mi ją- Rzekł wstając i podchodząc do mnie.  Zamarłam. Nie wiedziałam skąd nagle wzięło sie u mnie tyle odwagi, nie dbałam o konsekwencje. Odwróciłam się twarzą do mężczyzny po czym wysyczałam z jadem, który wypełniał każde słowo wypowiedziane z moich ust.

- Nie pozwolę Ci zrobić jej krzywdy. Możesz ze mną robić wszystko ale na nią nie możesz nawet patrzeć, rozumiesz? - Jednak on nigdy nie dawał za wygraną. Musiał dostać to czego chciał.

- Powiedziałem że masz mi ją dać! Ciesz sie że już dawno jej sie nie pozbyłem, jest tylko kłopotem, tak samo jak Ty! - Ryknął a w moich oczach stanęły łzy. Dlaczego on tak bardzo nienawidził wszystkiego co go wokół otacza, nie mogłam tego zrozumieć. złożyłam delikatny pocałunek na czole Amy po czym dałam ją niepewnie na ręce tego wstrętnego mężczyzny który śmie sie nazywać moim ojcem. Mężczyzna wziął moje dziecko a ja miałam ochotę krzyczeć, bałam sie.. Z trudem oddychałam patrząc na tą kruszynkę.

- Zrób sobie jedzenie i nie gap się tak na mnie jakbym miał jej zaraz złamać kark- Syknął a po moim plecach przebiegły ciarki.  Powoli odwróciłam się w stronę blatu, zrobiłam sobie jedną kanapkę.  Położyłam wszystko przy stole a sama podeszłam do mojej córeczki, widziałam że  zbierało jej się na płacz. Spojrzałam na Jeremiego  gdyż nie wiedziałam czy mogę wziąć od niego dziecko.

- Jest jej zimno- dotknęłam jej rączki, która porażała chłodem. - Nie mam dla niej cieplejszych ubranek..- Powiedziałam ze łzami w czach po czym zdjęłam z siebie bluzę i owinęłam ją.

Jeremy spojrzał na mnie surowym wzrokiem choć widziałam w nich też coś innego, dobrego.

- Czego ona potrzebuje? - Byłam w szoku, nie wierzyłam że zaczął kimś sie przejmować.

- Coś ciepłego, śpioszki może, kocyk..- Powiedziałam cicho, czułam że łamie mis ie serce kiedy patrzyłam na córeczkę.

- Idź z nią do mojej sypialni i weź z niej dwa koce, ogrzej ją a ja pojadę po te rzeczy. - Powiedział biorąc kluczyki do samochodu z blatu, lecz zatrzymał sie jeszcze na chwile - Chyba nie muszę Ci przypominać że nie masz prawa się stąd ruszać?

- Zostanę tu - Jęknęłam chcąc by pojechał już do tego sklepu. Kołysałam maluszka chcąc ja jak i siebie uspokoić.

Już po chwili wyjechał samochodem na miasto mówiąc że za 2 godziny wróci. Mimo zakazu chciałam wykorzystać tą sytuacje, chciałam znaleźć telefon. Pilnowałam czy przypadkiem malutka nie zaczyna płakać, jednak w całym domu panowała cisza.  Nagle przypomniało mi się że w torbie szpitalnej miałam swój telefon, jak najszybciej mogłam pobiegłam do pokoju po czym wzięłam torbę i zaczęłam go szukać.  W końcu znalazłam, zostało niewiele procent baterii. Pierwsze co zobaczyłam to bardzo dużo nieodebranych połączeń i sms'ów. Między innymi od Justina.

Od: Kochanie
Słoneczko gdzie jesteś? Proszę cię daj znać że  nic ci nie jest! 

Od: Kochanie
Księżniczko dzwonili ze szpitala że mam syna. Tak bardzo cię przepraszam że spierdoliłem sprawę i nie było mnie przy narodzinach naszych maleństw..
Nasz syn jest najpiękniejszym dzieckiem jakie kiedykolwiek widziałem, Jest strasznie do Ciebie podobny. Nie martw się o niego  bo jest w dobrych rękach. Nie pozwolę by stała Wam się krzywda i obiecuję że znajdę Was tylko proszę Cię nie rób nic głupiego. Kocham, Twój Justin

Od: Lilly
Odezwij sie! Wiem o wszystkim i nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo boję się o Ciebie i dziecko. Mam nadzieję że jakoś się trzymasz, wiem że to trudne domyślam się ale pamiętaj o maluszkach i Justinie. Chłopak cały dzień płaczę, obwinia sie. Szukamy Cię, jeżeli chociaż przeczytasz nasze wiadomości to proszę odpisz, daj jakikolwiek znak że żyjesz i nic wam nie jest.

Z moich oczu popłynęły łzy, strużkami po policzkach,  skapywały na ziemię. Wiedziałam że musiałam bronić moje dziecko przed ojcem ale naprawdę bałam się także o siebie...  Niedawno urodziłam dwójkę dzieci i nie mogę się przemęczać a tym czasem zaliczyłam już sporo siniaków.

Spojrzałam na stan konta i zobaczyłam że jest jeszcze parę groszy,  może  starczy na 3 sms'y . Spojrzałam za okno czy Jeremy jeszcze nie wrócił po czym zaczęłam pisać sms'a do Justina.

Do: Kochanie
...jestem cała i zdrowa. Z Amy też jest wszystko w porządku.. Tęsknie Justin i nawet nie wiesz jak bardzo boję się o małą.. To okropne co Jeremy robi.. Obiecuję Ci że cokolwiek miałoby się stać to prędzej za nią zginę niż dam ją dotknąć w niewłaściwy sposób temu bydlakowi.

Uratuj nas. 
Kocham Cię ponad życie, wierze że już niedługo będziemy razem.
Nie wiem czy wytrzymam więcej. Zabierz nas stąd!

Rozpłakałam się jak małe dziecko kiedy spojrzałam na moją posiniaczoną twarz.  Choć  dobrze wiedziałam  że lada moment Jeremy może wrócić to nie przejmowałam się tym, nie w tamtej chwili. Kiedy wiadomość została dostarczona znów wyciszyłam telefon i wrzuciłam go głęboko do torby. Poszłam do pokoju w którym leżała moja kruszynka.

- Nie pozwolę Cie skrzywdzić słoneczko, już niedługo wszyscy będziemy razem, szczęśliwi, obiecuje- Wyszeptałam całując główkę córeczki.
_________________________________________________________________________________
HEJ!
WIEMY ŻE DAWNO NAS NIE BYŁO ALE MAMY SPORO NAUKI I NIE DAJEMY RADY PISAĆ. NIE JESTEŚMY W STANIE OKREŚLIĆ CO ILE BĘDZIE POJAWIAŁ SIĘ NOWY ROZDZIAŁ ALE POSTARAMY SIĘ DODAWAĆ MINIMUM RAZ NA DWA TYGODNIE  CZASAMI DODAMY SZYBCIEJ ALE W ZALEŻNOŚCI JAK MI UŁOŻĄ SIĘ TRENINGI A IZIE WOLNY CZAS. 
do zobaczenia wkrótce. 
KOCHAMY WAS <3



wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 21

Obudziłam się w szpitalu, bez wiedzy co tu robię, ani jak tu trafiłam. Spojrzałam na mój brzuch, nie czułam nic. Żadnego kopnięcia... nagle pomyślałam że coś stało się z dziećmi.. Przecież krwawiłam i miałam mocne bóle..  Nacisnęłam na czerwony guzik, który wisiał nad łóżkiem i już po chwili do sali weszła pielęgniarka.

- Dzień dobry widzę że już się pani obudziła- Uśmiechnęła się w moją stronę ciepło

- Co z dziećmi? Dlaczego nic nie czuje?- Zapytałam gdy kobieta postawiła pierwszy krok w sali. Krzyknęłam wręcz ale tak strasznie bałam się o dzieci, że nie mogłam inaczej zareagować.

- Ah tak.. Nie czuje pani nic bo miała pani cesarkę. Dzieci są aktualnie na badaniach.- Kiedy to powiedziała zapłakałam z radości.

- Są zdrowe? Nic im nie jest?- Wciąż płakałam i nie zanosiło się na to bym w najbliższym czasie przestała. Właśnie zostałam matką.. Pielęgniarka zachichotała cicho na moje emocje.

- Dzieci są zdrowe, są wcześniakami  i o ile dobrze mi wiadomo to moja przyjaciółka je bada i wspominała że jeszcze nie widziała tak słodkich maluszków.

- Kiedy będę mogła je zobaczyć?- Zapytałam uśmiechając się od ucha do ucha.

- Najwcześniej za godzinę. Musi pani coś zjeść i odpocząć a my w tym czasie dokończymy badania.- Powiedziała wychodząc z sali.  Położyłam z powrotem głowę na łóżku  błagając by ta godzina minęła jak najszybciej. Chcę już zobaczyć dzieci, przytulić i powiedzieć im jak bardzo je kocham. Wiem że one i tak nie zrozumieją co mówię, ale tak bardzo chciałam je już mieć w swoich ramionach.

Nagle, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka..Justin! O mój boże, przecież on nawet nie wie że jestem teraz w szpitalu. Musiałam do niego zadzwonić ale nie miałam przy sobie żadnej komórki. Kiedy znowu miałam sięgnąć po guzik by sprowadzić pielęgniarkę do sali wszedł jakiś mężczyzna. Zmrużyłam oczy przypatrując się zdziwiona postaci w kapturze. Wysoki, dobrze zbudowany człowiek...czego chciał?

- Przepraszam? Szuka pan kogoś? - Zapytałam nadal wypalając dziurę w głowie mężczyzny. Przeżyłam kompletny szok gdy ów osoba podniosła głowę. Moje źrenice rozszerzyły się w niedowierzaniu.

- Co Ty tu robisz?! - Podniosłam ton swojego głosu, lekko podnosząc się na rękach.

- Zamknij się - Jego głos. Tak dawno go nie słyszałam i wcale nie chciałam usłyszeć. Już miałam sięgnąć po czerwony guzik by wezwać pomoc ale on szybko ruszył w moim kierunku biorąc gwałtownie moją rękę.

- Puszczaj mnie! Ratu... - Zatkał mi usta swoją zimną, silną ręką. Wyrywałam się przez chwile, ale to było na nic, nic nie mogłam zrobić.

- Uspokój się - Warknął. Patrzyłam mu prosto w oczy chcąc z całej siły wyrazić to jak bardzo go nienawidzę. Przytaknęłam lekko głową dając mu znak że już będę cicho.

- Miło się witasz z ojcem po tak długiej rozłące - Mamrocze pod nosem a ja wycieram usta rękawem mojej koszuli.

- Kpisz sobie? - Mały chichot wydobył się z moich ust lecz pożałowałam tego gdy mocniej ścisnął moją rękę.

- Kto jest ojcem tych dzieci? - Zatkało mnie. Milczałam, ale on nie dawał za wygraną.

- Pytam!

- O jakie dzieci Ci chodzi?

- Oj proszę Cie, nie udawaj głupiej, przecież to ja Ci pomogłem sie tu przywlec, a teraz mów! - Warczał. W końcu nie wytrzymałam.

- A jak myślisz?! - Syknęłam mu prosto w twarz. Każde moje słowo było przesiąknięte nienawiścią.

- Oczywiście że Justina - Przeniosłam wzrok na swoje dłonie. Nastała cisza, a najgorsze było to że nie wiedziałam co nastanie po niej, czy będzie wrzeszczał czy może zacznie mną szarpać. Lecz ani to ani to nie nastąpiło. Zamiast tego jego głos był formalny, spokojny, ale gdy tylko znowu na niego spojrzałam zauważyłam że był spięty.

- Za chwile pielęgniarka przyniesie tutaj te bachory, a gdy tylko zostaniemy sami, bierzemy je i opuszczamy szpital rozumiesz?- Jad z jego ust kapał na świeżą pościel. Przerażenie z grymasem pojawiło się na mojej twarzy.

- Oszalałeś - Mruknęłam lecz pożałowałam tego już po chwili. Ramie niemal od razu zabolało mnie od przyciskania jego mocnych szponów.

- Pamiętaj do kogo mówisz - Syknął. Odskoczył ode mnie w momencie gdy drzwi od sali się otworzyły a do środka weszła pielęgniarka z jednym maluszkiem. Lekka łezka zakręciła mi się w oku gdy zobaczyłam te malutkie rączki, zamknięte oczka. Kobieta położyła dziecko na mojej piersi uśmiechając się serdecznie.

- Drugi niemowlak jest jeszcze badany, potrwa to troszkę ale proszę się nie martwić - Gdy skończyła tą wypowiedź ponownie opuściła sale. Nastała ta chwila, trzymałam swoje dziecko w ramionach, chciałam żeby czas się zatrzymał żeby zamiast ojca stał obok mnie Justin. Łza smutku uciekła z oka gdy zdałam sobie sprawę z tego co się na prawdę działo.

Byłam zupełnie sama, z psychopatycznym ojcem który miał plan by rozdzielić mnie na zawsze z Justinem, który zniknął..

_____________________________

Hejo <3 
Długa przerwa - przepraszamy :* 

Mamy nadzieje że rozdział wam się spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu ;)

sobota, 27 września 2014

Rozdział 20

- Tak.. Oczywiście że tak!- Zaszlochałam  cicho, kiedy Justin założył pierścionek na mój palec uśmiechając się ze łzami w oczach. Kiedy chłopak stanął na nogi od razu się w niego wtuliłam płacząc.

- Dziękuje kochanie- Wyszeptał mi do ucha po czym wpił się łapczywie w moje usta. Oddałam pocałunek kładąc ręce na jego szyi.

- Kocham Cię Justin- Uśmiechnęłam się składając małe muśnięcie na jego ustach.

- Ja Ciebie też kocham Vanessa. Najmocniej na świecie. Ty i dzieci jesteście dla mnie najważniejsi na świecie- Musnął moje usta między każdym słowem.

*** 2 miesiące później***
Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Do porodu został miesiąc. Lea i Jai są naszymi przyjaciółmi a Ja i Justin jesteśmy rodzicami Chrzestnymi Bradleya. Wszystko układa się bardzo dobrze. Nawet lepiej niż się mogłam spodziewać. Justin się zmienił, na lepsze. Nie kłóciliśmy się już bardzo długo i na prawdę chciałam by tak już pozostało. Skurcze miałam wyjątkowo bolesne, nie mogłam się ruszać. Raz czy może dwa razy Justin musiał jechać ze mną na pogotowie. Martwił się o mnie a ja czułam się trochę winna że tak obarczam go wszystkim. Odkąd oświadczył mi się, cały czas próbuje opiekować się mną najlepiej jak potrafi. Strasznie się stara. Nie mogłabym sobie wyobrazić że coś mogłoby się zmienić, czy jedna mała rzecz mogłaby wszystko zniszczyć. Ciąża na prawdę zaczęła mnie już męczyć, to niesamowity czas w życiu każdej kobiety ale trzeba wsiąść też pod uwagę bóle pleców, skurcze, opuchnięte kostki i palce, wahania nastroju.

- Co Ty robisz Van?! - krzyknął Justin patrząc jak siedząc na podłodze w naszej sypialni staram się złożyć łóżeczko dla maluszka. Wywróciłam oczami bo wiedziałam że właśnie tak zareaguje.

- Uspokój się - zaśmiałam się cicho biorąc w rękę młotek by przybić odstające gwoździe. Chłopak podszedł szybko do mnie zabierając mi narzędzie.

-chcesz żebym na zawał padł? - patrzył na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem. Mimo to uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

- Jay, ja nie jestem umierająca mogę pomóc ci chociaż trochę z takimi rzeczami więc nie histeryzuj

- wyrwałam mu młotek wstając z podłogi.

- van, oddaj to - patrzył prosto w moje oczy. Zaśmiałam się jeszcze głośniej niż poprzednio. Wyminęłam go i zaczęłam uciekać po schodach na dół.

- Vanessa! Oszalałaś? - krzyknęła Lauren a wszyscy zgromadzeni w salonie spojrzeli w moja stronę.

- Oj odczepcie się wszyscy ode mnie. - Stanęłam po jednej stronie stołu, po drugiej zaś po chwili mogłam ujrzeć Justina który był wściekły. Posłałam mu całusa co go może trochę zmiękczyło.

-Nie możesz tak robić Nessy, przecież jesteś w...

-ciąży! -dokończyłam za niego podnosząc ręce do góry w geście frustracji.

-to nie jest przecież choroba - mamrotałam chcąc żeby każdy to wreszcie zrozumiał. Spojrzał na mnie jakby znudzonym wzrokiem i zanim zdążyłam coś powiedzieć chwycił mnie delikatnie za ramiona. Jednak i tak byłam za słaba żeby się wyrwać.

-Puść mnie no!

-Nie, jesteś za bardzo dla siebie niebezpieczna - mówił tak poważnie że aż ciarki zagościły na moich plecach.

- Skarbie, czy ty siebie słyszysz. To ja wiem co dla mnie najlepsze puść mnie - I ja w tym momencie stałam się poważna. Cały dobry nastrój mnie opuścił. Kocham jak jest opiekuńczy ale bez przesady. Położyłam na stoliku młotek i ruszyłam do sypialni. Nie czułam się zmęczona a jednak gdy tylko położyłam się na łóżko i przymknęłam oczy zapadłam w głęboki i przyjemny sen. Śniłam o morzu, wodzie, a gdy zaczęłam się coraz bardziej zanurzać w tej wodzie poczułam ból. Ból przez który przebudziłam się niemal natychmiast. Moje ciało było sparaliżowane. Czułam coś mokrego, że leże na czymś mokrym.

- Justin! - krzyknęłam w ogromnej panice.

- Justin! - powtórzyłam nie mając na więcej siły. Skurcz był tak potężny ze nie wiedziałam jak mogłam w tamtej chwili stanąć na nogach. Byłam przestraszona, a może to nawet za mało powiedziane. Znalazłam się na dole. W domu cisza i pustka. Widocznie zostawili mnie, wszyscy. Nie ma żadnego telefonu, nie wróciłabym drugi raz do pokoju po komórkę zwyczajnie nie dałabym rady poczołgać się kolejny raz po schodach. Panika zaczęła we mnie rosnąć. Jeżeli wzięłabym kluczyki do samochodu nie miałabym pewności ze będę w stanie prowadzić albo co gorsza czy nie spowoduje jakiegoś wypadku. Ale moje dzieci nie mogły się urodzić na kanapie w moim salonie i to jeszcze w samotności.

Miałam ochotę w tamtym momencie po prostu zniknąć. Byłam w kompletnej kropce. W końcu wsiadłam za kierownice. Zaczęłam leciutko krwawić. Płakałam prowadząc. Łzy zamazywały mi cały obraz. Myślałam ze nie przeżyje. Modliłam się żeby z dziećmi było wszystko w porządku, żebyśmy dojechali. Na prawdę tak stało się po kilki minutach. Wypadłam z auta, dosłownie. Poleciałam na beton. Po chwili nieznajome ręce, chwyciły mnie i pomogły wstać, czułam ze zaraz stracę przytomność. Nic nie widziałam, ciemność ogarnęła mnie całkowicie.
Obudziłam sie w szpital, bez wiedzy co tu robię, ani jak tu trafiłam.

*********************************
Hej <3
 Mamy już 20 rozdział. 
Strasznie długo na niego czekaliście za co przepraszamy, ale wiecie jak to jest, szkoła, obowiązki, nauka i też czasami kary od rodziców. ale to nie ważne ;) 
Mamy nadzieje ze rozdział wam się spodobał i wyrazicie opinie w komentarzu :*