- Dzień dobry śpiochu- Wyszeptał tuż przed moimi ustami. Złączył nas w delikatnym pocałunku.
- Witaj -Odszeptałam po czym splotłam nasze ręce.
- Ja.. Przepraszam za wczoraj- Spojrzał na nasze dłonie po czym znów przeniósł wzrok na moje oczy.
- Oj, no wybaczam ci kotku. Kocham Cię Justin.
- Ja Ciebie też Nessy- Pocałował mnie z taką namiętnością jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. Niechętnie oderwałam się od chłopaka wstając.
- Gdzie idziesz?- Zapytał zdziwiony chłopak
- Idę wziąć prysznic.
- Mogę z tobą?- Poprosił robiąc minę szczeniaczka.
- Hmm, nie chce jakiś podejrzanych sztuczek..
- Żadnych sztuczek, obiecuje -Uśmiechnął się niewinnie kładąc jedną rękę na klatkę piersiową.
- No jak tak bardzo tego pragniesz to dobrze - Zaśmiałam sie po czym wyjęłam ciuchy na dzisiaj i poszłam do łazienki. Chwilę później obok mnie pojawił się Justin. Zdjęłam bluzkę pozostając tylko w bieliźnie. Justin zdjął bokserki
- Mogę? -Spytał, od razu tak jakby sie spięłam, troszkę wstydziłam się go, chociaż miałam świadomość ze nie mam czego sie bać. Chłopak delikatnie zdjął ze mnie bieliznę i całując mnie w skroń wszedł pod prysznic. Namydliłam ciało po czym dokładnie spłukałam piane.
- Jesteś taka piękna- Przytulił moje ciało od tyłu. Czułam jego wzwód na plecach. Zarumieniłam się chowając twarz w zgięcie szyi Justina. Nie byłam gotowa na takie ruchy. Z natury byłam strasznie wstydliwa.
- Co jest kochanie?- Wyszeptał chichocząc. Pokręciłam głową wyraźnie pokazując mu że mój poziom wstydu osiągnął maksimum..
- Justin.. Mógłbyś no wiesz, odsunąć się troszeczkę ode mnie, czuje.. go- Powiedziałam po czym zakryłam rękoma palącą się twarz od rumieńca.
- Oh... Dobrze skarbie- Powiedział lekko speszony. Niezręczna cisza panowała między nami co rzadko się zdarzało. Nienawidziłam momentów w których nie miałam niczego do powiedzenia. Nawet na niego nie spoglądałam bo wiedziałam że moje policzki pokrywa rumieniec. Niby jak byliśmy mali kąpaliśmy się razem, ale każdy wie ze teraz to nie to samo. Kiedyś patrzyłam na niego jak na mojego kochanego brata, z którym świetnie sie bawię, a teraz. Teraz mam go za chłopaka z którym krok po kroku chce budować prawdziwy związek, chce być z nim już na zawsze. Łączą nas dwie więzi, bardzo mocne więzi, aż nierozrywalne, które nigdy nie przeminą. Czasem jest trudno, bardzo trudno, nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Czasem mam wątpliwości, ale gdy tylko patrze na jego uśmiech, nawet na sposób w jaki się porusza wiem że go kocham ponad życie.
- Ej, czy ty mnie w ogóle słuchasz ? - Justin obrócił mnie w swoją stronę uśmiechając sie uroczo.
- Przepraszam zamyśliłam sie - Spuściłam wzrok odgarniając mokre kosmyki włosów z twarzy.
Gdy już skończył sie nasz czas na prysznic, wyszliśmy z kabiny wycierając sie w ręczniki które specjalnie dla nas były położone na pralce. Odłożyłam go ubierając swoją bieliznę. Widziałam cały czas jak Jus mnie obserwował, zawsze ten wzrok stwarzał na mojej twarzy rumieńce takie jak nigdy.
- Możesz choć na chwile przestać ? - Odważyłam się i spojrzałam w jego brązowe pełne podniecenia oczy.
- To nie moja wina, to twoje ciało tak kusi - Poruszył zabawnie brwiami przybliżając sie do mnie
- O nie ! Daj mi się ubrać - Zaśmiałam się kładąc dłoń na jego klatce piersiowej na której nadal były kropelki wody. Na razie nie mogłam sobie ani jemu pozwolić zajść dalej niż zwykle to robiliśmy. Mieliśmy czas, całe życie mieliśmy na poznawanie się od początku, poznawanie się pod innym względem niż dotychczas. Nie chciałam się spieszyć z wielu powodów, jednym z nich była wiedza o Justinie. Znałam go jak nikt inny, w końcu był moim bratem, nie raz podsłuchałam jego rozmowę z kolegami jak chwalił się dziewczynami z którymi udało mu się coś zrobić. Dziwiło mnie to wszystko i to bardzo, przecież mieliśmy dopiero 17 lat. Jeszcze mieliśmy czas na wkraczanie w dorosłe życie, an podejmowanie tak ważnych decyzji. Zadawałam sobie sprawę z tego że w tym związku tylko ja tak myślałam. Choć nie mogę powiedzieć że Jay był nieodpowiedzialny, czasem zdarzyło mu się trzeźwo myśleć. Dopełnialiśmy się wzajemnie. Jego wady zwalczane były moimi zaletami i na odwrót. To było ważne w związku, a przy najmniej tak mi się wydawało.
- Ehh, taka cnotka z ciebie że klękajcie narody - Wywrócił oczami powracając do ubierania się. Troszkę te słowa mnie zabolały, on przecież wiedział ze nie jestem jak inne dziewczyny, że nie wskoczę mu do łóżka jak każda..cały czas wiedział ze jestem jego siostrą. Dokończyłam zakładać swoja odzież. Nie odzywając się już do niego podeszłam do niewielkiego zlewu gdzie chciałam umyć zęby jak i przy lustrze lekko się umalować. Mimo ze podobałam się sama sobie będąc naturalna chciałam dodać sobie jakiegoś uroku. Wszystko to trochę zajęło. Przez ten czas Bieber zdążył już zejść na dół, by przygotować dla nas obojga jakieś śniadanie, nie wiedziałam czy to był dobry pomysł. Nie był za dobrym kucharzem co odzie dziczył po ojcu. Gdy tylko ta myśl przeleciała mi przez głowę, pomyślałam o nim. Nie dzwonił już tak zaciekle ja na początku gdy zorientował się o całej akcji. Bałam się tego co mógł wymyślić, nie wiedziałam już na co go stać, do czego jest zdolny.
- Van, w lodówce nic nie ma! Pójdę do sklepu - Krzyknął chłopak pobudzając mnie oraz wymazując myśli o tacie.
- Jasne, tylko pośpiesz się! - Od powiedziałam wychodząc z łazienki.
Justin
Nie musiałem brać auta, mały sklepik był niedaleko stąd. Wyszedłem z domu czując gorące powietrze które otuliło moje ciało. Pogoda była cudowna, aż grzechem by było przesiedzieć cały dzień w domu. Myślałem o tym czy może nie wyciągnąć Vanessy na jakąś przejażdżkę po okolicy czy może spacer. Widziałem że teraz zgrywała niedostępną, widocznie bała się tego. Z jednej strony ją rozumiałem, ale gdy tylko spojrzę na nią na jej seksowne ciało od razu nie zwracam uwagi na nic innego a moją głowę zaprzątają brudne myśli. Nic nie mogłem na to poradzić, byłem tylko chłopakiem. Nigdy nie pozwolił bym, jej skrzywdzić, nie była przecież tylko moją dziewczyną ale i jedyną, kochaną siostrą. Ludzi wokół było pełno, niektórzy jeździli na rowerach, rolkach, lub po prostu zwyczajnie chodzili powoi spacerkiem ciesząc się piękną pogodą. Tak jak myślałem sklep był niedaleko, już po chwili widziałem wejście do niego. Lecz w chwili gdy miałem wejść do środka usłyszałem wołanie o pomoc jakiegoś chłopaka. Bez zastanowienia pobiegłem w stronę z którego dobiegał jego głos. Dwóch zamaskowanych mężczyzn szarpało chłopaka którego twarz była już nieźle zmasakrowana. Nie miałem pojęcia czy da rade mu pomóc, ale chciałem spróbować. Podbiegłem do nich zaczynając szarpać się z jednym z nich. Znalazłem w sobie na tyle siły by odepchnąć chłopaków od leżącego człowieka. Chłopak wstał z trudem z ziemi, spojrzał na mnie po czym zaczął uciekać. Odwróciłem się w stronę napastników jeden z nich próbował dźgnąć mnie nożem ale szybko uniknąłem ciosu wykopując nogą nóż z jego ręki. Drugi z nich stał i patrzył się na mnie z cwanym uśmiechem przybił piątkę z drugim chłopakiem po czym podszedł do mnie.
- Całkiem nieźle się bronisz. Wiesz szukamy kogoś takiego jak ty- Powiedział zdumiony. Czy to był komplement? Zachichotałem na samą myśl o tym że mógłbym do nich dołączyć i znęcać się nad niewinnymi ludźmi a co gorsza nawet zabijać ich. To po prostu niedorzeczne.
- Nie mam zamiaru mieć z wami nic wspólnego
- Może jednak zmienisz zdanie - Jeden z nich ponownie przybrał postawę jakby chciał kontynuować naszą bijatykę. Lekko spiąłem sie połykając ślinę.
- A więc, szukamy kogoś do roznoszenia i sprzedawaniu towaru- Wytłumaczył drugi. Trochę wiedziałem coś o tym fachu, przez krótki okres czasu miałem z nim styczność. Potrzebuje teraz pieniędzy dla mnie i dla Van, musiałem zapewnić jej wszytko to co najlepsze.
- Co mam roznosić i ile procent dostanę ze sprzedaży?- Zapytałem od razu wchodząc w szczegóły. Z nimi musiałem postępować ostro i zdecydowanie, inaczej wiedzieli by że mają nade ną władze, a na to bym nie pozwolił.
- Roznosisz czyste zioło i prochy. Żadnych nielegalnych pigułek ani nic z tych gówien. Z każdej sprzedaży rozliczamy się na końcu dnia, dostajesz 35 procent. Wchodzisz w to?
- Mogę sie zgodzić za 40 procent od dziennej sprzedaży.- Chłopak jakby chwile się zastanawiał ale w końcu przytaknął.
- Dobra, niech będzie. Od razu mówię że on tego z nami nie ma odwrotu, raz się załapiesz i już nie wyjdziesz, zrozumiałeś ?
- Rozumiem. Od kiedy mam zacząć?- Zapytałem pewnie, wiedziałem że mogę nieźle zarobić przez to.
- I to mi się podoba. To jest Connor a Ja jestem Bradley.- Przedstawił siebie oraz wspólnika cały czas uśmiechając sie cwanie. Z nimi nie było żartów, czułem to.
- Jutro o siódmej wieczorem bądź tutaj. Przyjdziemy do Ciebie i damy ci twoją stawkę do sprzedaży. Później zaprowadzimy Cię do klubu w którym będziesz to sprzedawał. Przy okazji zapoznamy cię z ludźmi z naszej branży.
- Będę punktualnie - Powiedziałem po czym chłodnym spojrzeniem pożegnałem się z chłopakami i poszedłem z powrotem do sklepu. Przez cały czas zżerały mnie myśli które podpowiadały mi żebym sie w to nie mieszał, że to nie jest dobry pomysł, ale czy miałem inne wyjście ? Kto przyjął by do pracy 17-sto latka który na razie nie ma żadnego wykształcenia. Pod swoją opieką mam Vanesse i to właśnie dla niej to wszystko robię, nie chodzi o mnie. Chce żeby ona miała wszystko, żeby czuła sie teraz jak księżniczka. Zrobię wszystko żeby tak było, nawet jeżeli miałbym ryzykować własnym życiem.
- Całkiem nieźle się bronisz. Wiesz szukamy kogoś takiego jak ty- Powiedział zdumiony. Czy to był komplement? Zachichotałem na samą myśl o tym że mógłbym do nich dołączyć i znęcać się nad niewinnymi ludźmi a co gorsza nawet zabijać ich. To po prostu niedorzeczne.
- Nie mam zamiaru mieć z wami nic wspólnego
- Może jednak zmienisz zdanie - Jeden z nich ponownie przybrał postawę jakby chciał kontynuować naszą bijatykę. Lekko spiąłem sie połykając ślinę.
- A więc, szukamy kogoś do roznoszenia i sprzedawaniu towaru- Wytłumaczył drugi. Trochę wiedziałem coś o tym fachu, przez krótki okres czasu miałem z nim styczność. Potrzebuje teraz pieniędzy dla mnie i dla Van, musiałem zapewnić jej wszytko to co najlepsze.
- Co mam roznosić i ile procent dostanę ze sprzedaży?- Zapytałem od razu wchodząc w szczegóły. Z nimi musiałem postępować ostro i zdecydowanie, inaczej wiedzieli by że mają nade ną władze, a na to bym nie pozwolił.
- Roznosisz czyste zioło i prochy. Żadnych nielegalnych pigułek ani nic z tych gówien. Z każdej sprzedaży rozliczamy się na końcu dnia, dostajesz 35 procent. Wchodzisz w to?
- Mogę sie zgodzić za 40 procent od dziennej sprzedaży.- Chłopak jakby chwile się zastanawiał ale w końcu przytaknął.
- Dobra, niech będzie. Od razu mówię że on tego z nami nie ma odwrotu, raz się załapiesz i już nie wyjdziesz, zrozumiałeś ?
- Rozumiem. Od kiedy mam zacząć?- Zapytałem pewnie, wiedziałem że mogę nieźle zarobić przez to.
- I to mi się podoba. To jest Connor a Ja jestem Bradley.- Przedstawił siebie oraz wspólnika cały czas uśmiechając sie cwanie. Z nimi nie było żartów, czułem to.
- Jutro o siódmej wieczorem bądź tutaj. Przyjdziemy do Ciebie i damy ci twoją stawkę do sprzedaży. Później zaprowadzimy Cię do klubu w którym będziesz to sprzedawał. Przy okazji zapoznamy cię z ludźmi z naszej branży.
- Będę punktualnie - Powiedziałem po czym chłodnym spojrzeniem pożegnałem się z chłopakami i poszedłem z powrotem do sklepu. Przez cały czas zżerały mnie myśli które podpowiadały mi żebym sie w to nie mieszał, że to nie jest dobry pomysł, ale czy miałem inne wyjście ? Kto przyjął by do pracy 17-sto latka który na razie nie ma żadnego wykształcenia. Pod swoją opieką mam Vanesse i to właśnie dla niej to wszystko robię, nie chodzi o mnie. Chce żeby ona miała wszystko, żeby czuła sie teraz jak księżniczka. Zrobię wszystko żeby tak było, nawet jeżeli miałbym ryzykować własnym życiem.
_______________________________________________________________________________
Hej:) Macie kolejny rozdział:) Wiemy że jest późno dodany ale staramy się jak możemy:)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Pytania dotyczące opowiadania kierować TUTAJ